Zasiadając przy tradycyjnym wigilijnym stole składamy sobie życzenia i jednocześnie zastanawiamy się, jaki będzie ten zbliżający się milowymi krokami Nowy Rok. Co przyniesie? Sukcesy i radości, czy kłopoty i zmartwienia? Czy damy sobie radę z coraz trudniejszą rzeczywistością, czy może polegniemy w tym wyścigu rozpychających się łokciami szczurów, pozostaniemy bez pracy i środków do życia? Czy dopisze nam zdrowie? Czy za rok spotkamy się wszyscy w tym samym gronie?
Być może są wśród nas i tacy, którzy mają na kontach bankowych miliony i nie martwią się o przyszłość, a jeśli już pracują, to raczej z nudów... Myślę jednak, że nie jest ich wielu.
Pozwólcie zatem, Drodzy Czytelnicy, że powiem, czego Wam pragnę życzyć w tym Nowym 2015 Roku. A Wy sami ocenicie, czy to jest w tym kraju realne, czy to raczej tylko bajka...
Mądrych, życiowych przepisów
Ci, którzy tworzą prawo, bardzo często zapominają, że nawet najlepszy paragraf czy artykuł nie będzie nic wart, jeśli nie da się go potem konsekwentnie egzekwować. Poza tym prawo powinni tworzyć ludzie doskonale znający się na zagadnieniach, które pragną uregulować przepisami. Czyli fachowcy, wybitni praktycy, specjaliści w danej dziedzinie...
U nas niestety zazwyczaj bywa wręcz odwrotnie. Nierzadko prawo tworzą ludzie, którzy o danej kwestii nie mają zielonego pojęcia. No i widzimy rezultaty! Nieżyciowych przepisów nie brakuje w kodeksie drogowym, w aktach prawnych dotyczących szkolenia i egzaminowania.
Ot, choćby ten dotyczący energooszczędnej jazdy, wymuszający na osobie zdającej egzamin nieustannie spoglądanie na obrotomierz. Do czasu, aż zaabsorbowany obrotami silnika kandydat na kierowcę nie wjedzie komuś w...., albo nie potrąci pieszego na przejściu. No, ale właściwe obroty utrzymał!
Albo przepis zezwalający (bez odbycia przeszkolenia praktycznego) na kierowanie motorowerem 125-ką przez osoby mające prawo jazdy kat. B...
Nie wspomnę już o niejasnościach i różnych interpretacjach dotyczących jazdy po rondzie, pierwszeństwa łamanego, wyprzedzania, włączania kierunkowskazów itd. Polskie przepisy są niezwykle skomplikowane i tak naprawdę mało kto je zna...
Życzę zatem Wam i sobie, żeby wreszcie ustawy oraz rozporządzenia stworzył ktoś, kto naprawdę zna się na ruchu drogowym, a także na szkoleniu i egzaminowaniu. Ktoś, kto umie spojrzeć realnie, a nie tylko życzeniowo na tę materię i opracować jasne, przejrzyste prawo. Życzę Wam, żeby ten ktoś uwzględnił interesy wszystkich, których prawo ma dotyczyć, a zwłaszcza tych, którzy pragną uczciwie szkolić i zarabiać, są prawdziwymi profesjonalistami, a także osób, które chcą jeździć bezpiecznie.
Zdrowej i uczciwej konkurencji
Nie jest dla nikogo tajemnicą, że w branży szkolenia kierowców oprócz dobrych, rzetelnych, profesjonalnych OSK są także takie, które działają na zasadzie amatorszczyzny i typowo polskiego chodzenia na skróty. Byle zmniejszyć cenę kursu i przyciągnąć jak najwięcej klientów.
Nie jest też żadną rewelacją, że obok rzetelnych, sympatycznych, uczciwych instruktorów i właścicieli OSK można napotkać także różnych pozbawionych ogłady buców i prostaków, cwaniaczków i niedouczonych amatorów...
Niestety, w polskiej rzeczywistości często ci negatywni zdobywają więcej kursantów, bo są po prostu tańsi. To nieważne, że nie potrafią nauczyć bezpiecznej jazdy, a nawet sami nie umieją jeździć. Polak tak nie rozumuje. Liczy się to, że jest taniej, że można zaoszczędzić trochę kasy. A że potem taki absolwent kursu będzie 15 razy podchodził do egzaminu? O tym się wtedy nie myśli...
Życzę Wam, aby wprowadzono takie regulacje, które pozwolą eliminować z rynku amatorów i oszustów, a będą promować prawdziwych fachowców i uczciwych ludzi.
Życzę również, aby środowisko ludzi związanych ze szkoleniem i egzaminowaniem zaniechało sporów, jałowych dyskusji, a zaczęło mówić jednym stanowczym głosem. Aby wyparowały zawiść, wzajemna niechęć, lokalne niesnaski, a zastąpiło je wspólne konstruktywne stanowisko, z którym decydenci będą musieli się liczyć.
Mądrzejszych kursantów
Prawda jest taka, że osobom ubiegającym się o prawo jazdy z reguły nie zależy na tym, by nauczyć się jak najwięcej, by posiąść elementarną wiedzę na temat bezpiecznej jazdy i otrzymać w OSK zadatki na dobrego kierowcę. Nie! Im chodzi tylko o to, aby zdobyć „prawko” jak najszybciej i jak najtańszym kosztem. Może kupić, a może zdać egzamin na Ukrainie?
Dotychczas ambitna młodzież uczyła się na pamięć odpowiedzi na testowe pytania egzaminacyjne. Nie trzeba było nic rozumieć, wystarczyło wykuć. Aż tu nagle wprowadzono więcej pytań i to takich, przy których trzeba odrobinę pomyśleć. Nawet filmowych ! No i klapa, masakra!
Zdaje tylko 20-30% przyszłych mistrzów kierownicy. Dla pozostałych to za trudne. Fejsbukowe pokolenie nie jest zbyt mocne w myśleniu. A jeśli już nawet czasem myśli, to nie o takich sprawach, jak np. prawidłowa zmiana pasa ruchu...
Trudno się zresztą dziwić, skoro obecnie co czwarty uczeń nie zdaje matury. Spora część młodzieży nie rozumie tego co czyta no i dlatego... niczego nie czyta! A już na pewno nie czyta książek.
Nie przeszkadza im to jednak wierzyć, że są najlepsi i prawo jazdy po prostu im się należy. No bo przecież wszyscy jeżdżą, to ja nie???
Nie daj Boże, by instruktor nie dopuścił ich do egzaminu, by zalecił dalsze jazdy szkoleniowe. Wtedy przychodzi gburowaty tatuś i wrzeszczy: „Przecież moja córka/mój syn świetnie jeździ. A pan chcesz wyłudzić od nas kasę!!!”
Zresztą w tym chorym kraju jest tak, iż można w ogóle jeździć bez „prawka”, bo grozi za to tylko 500 złotych mandatu. Nie brakuje więc takich, którzy w ogóle nie zapisują się na kurs, nie przystępują do egzaminu. 500 zł? No to przecież taniej niż kurs i egzamin!
Życzę Wam zatem jak najwięcej mądrych kursantów, którzy potrafią myśleć, mają w sobie nieco skromności, potrafią realnie spojrzeć na swoje predyspozycje i – co najważniejsze – naprawdę chcą nauczyć się dobrze jeździć.
i więcej samokrytycyzmu
Znam bardzo wielu instruktorów i właścicieli OSK. Są wśród nich bez wątpienia prawdziwi profesjonaliści, ludzie sympatyczni, rzeczowi, doświadczeni, pełni zapału do pracy. Autentyczni nauczyciele z krwi i kości. Zdarzają się jednak i inni, którym tylko wydaje, że są mistrzami w swoim fachu...
A ja stawiam proste pytanie: skoro wszyscy szkoleniowcy są tak świetni, to dlaczego po naszych drogach jeździ tylu niedouczonych, kiepskich i niebezpiecznych kierowców?
Skoro tak dobrze szkolicie, to jak to się dzieje, iż co rusz napotykamy zmotoryzowanych, które nie potrafią zaparkować samochodu, ruszyć na wzniesieniu, zawrócić sprawnie na wąskiej jezdni?
Przecież widać na pierwszy rzut oka, że te osoby w ogóle nie powinny jeździć, bo nie mają do tego predyspozycji. Przepraszam, ale nie uwierzę w to, że te ofermy na kursie dobrze radziły sobie z pojazdem, a dopiero potem stały się takie nieporadne. Dlaczego zatem dopuściliście niedoszkolone osoby do egzaminu?
Czy przypadkiem nie warto by i w Waszym działaniu coś naprawić? Udoskonalić?
Może pożyteczne będzie zrobienie wraz z końcem roku rachunku sumienia i podjęcie danej samemu sobie obietnicy poprawy?
Do siego Roku!
Dyktator.