Słyszy się wiele. Mimo, że nie mamy jeszcze oficjalnego dokumentu zawierającego propozycje zmian w systemie szkolenia i egzaminowania kandydatów na kierowców i szkolenia kierowców, to już „coś” wiadomo. Ponieważ tematyka jest mi bliska, też mam swoje przemyślenia i stąd tych „słów kilka”.
Bardzo cieszy mnie propozycja dotycząca nadzoru nad OSK przez osoby, co do których wymagane będzie odpowiednie przygotowanie merytoryczne – czy to w szkoleniu, czy w egzaminowaniu. Uważam, że to bardzo dobry kierunek. Dotychczasowy system nadzoru w żaden sposób nie kontrolował merytoryki i fachowości, a jedynie aspekty formalne związane z dokumentacją prowadzoną przez OSK.
Pomysł pt. „jeden OSK, jeden plac” – nie jest pomysłem praktycznym. Jakkolwiek rozumiem przyświecającą mu ideę, to jednak chyba nie o to chodzi. W małych miastach i osadach i tak w zasadzie jest on już spełniony. Problem dotyczy dużych miast, gdzie o teren trudno, a ceny wynajmu też niemałe. Ilość "elek" na jednym placu manewrowym nie ma istotnego wpływu na jakość szkolenia, gdyż zależy ona od zaangażowania instruktora. Tworzenie ograniczeń spowoduje, że powstaną jakieś pomysły omijające ten zapis – „potrzeba jest matką wynalazków”. Natomiast bezwzględnie należy wprowadzić wymogi formalne co do wielkości placu manewrowego w szkoleniu motocyklistów. Sam proces szkolenia i zadania egzaminacyjne wymagają odpowiedniej przestrzeni. Jedno z zadań wymaga prędkości co najmniej 30 km/h, a inne 50 km/h. To są zadania wymagające odpowiedniego miejsca do ich realizacji. Musi być wystarczająca odległość do rozpędzenia pojazdu, a następnie do jego bezpiecznego wyhamowania. WORDy realizują ten proces bezpiecznie. Zapewniły odpowiednie usytuowanie tych zadań.
W przypadku OSK jest naprawdę „ciekawie”. Np. zadania dynamiczne – „instruktor zabiera pachołki do samochodu i jedziemy na drogę techniczną obok autostrady”. Inny przypadek - „na końcu drogi osiedlowej, gdzie jest mały ruch rozstawiamy pięćdziesiątkę”. Albo – „żeby się rozpędzić do 30 km/h to instruktor otwiera drzwi od swojego garażu i ruszamy spod samego regału”. No i tak w skali kraju można mnożyć różne ciekawostki. Nie no - można uznać, że większość przychodzących na szkolenie to czynni motocykliści i tak już umieją jeździć. I to prawda, lecz wcale nie jest mało też absolutnie początkujących i to z różnymi zdolnościami. Ci zostają mistrzami „ósemek” – to zadanie mają opanowane „perfekt”, a o innych dowiadują się z Internetu, albo dopiero na egzaminie. To należy zmienić.
Obecność instruktora szkolącego na egzaminie praktycznym. Pomysł uczciwie mówiąc dobry i na pewno służący poprawie jakości szkolenia. Tylko niestety z organizacyjnego punktu widzenia – mało praktyczny i z całą pewnością stresogenny dla osoby egzaminowanej. No i wymagałby wprowadzenia rejonizacji w egzaminowaniu – bo jak tu jechać za swoim kursantem na wakacjach np. ze Szczecina do Rzeszowa, gdzie mieszka i tam postanowił zdawać. Pomysł wydaje się skłaniać ku temu, aby instruktorzy wiedzieli jak zachowują się ich kursanci na egzaminie. To wiedza cenna i naprawdę zaskakująca. Nie miałem o tym pojęcia do chwili uczestnictwa w kursie kwalifikacyjnym dla kandydatów na egzaminatorów. Dla Ośrodków Egzaminacyjnych jest to obojętne, ale dla OSK już nie. To są godziny szkoleniowe „gratis”, a to nie jest argument popularny.
Proponuję wprowadzić obowiązek uczestnictwa w egzaminie nie instruktora szkolącego, ale prowadzącego przynajmniej raz w każdym kwartale (z wyłączeniem okresu długotrwałej nieobecności w pracy), co by stanowiło warunek wykonywania zawodu i byłoby wymagane do uczestnictwa w warsztatach doskonalenia zawodowego co 2 lata. Obecnie, mimo że prawnie takie uczestnictwo jest możliwe, to w zasadzie jest to przepis „martwy”. A naprawdę warto wiedzieć jak wygląda egzamin w „realu”, ale tak aby zminimalizować zamieszanie w pracy OSK i ograniczyć sytuacje stresowe dla egzaminowanych. Są tacy, którym jest to obojętne, ale innym to może przeszkadzać. Raz na trzy miesiące jakoś bezproblemowo da się to zorganizować z pożytkiem dla wszystkich zainteresowanych.
Pomysł aby za któryś nie zdany egzamin płacił instruktor szkolący – no cóż, tchnie jakby odpowiedzialnością zbiorową. „Płać za to, że ktoś jest taki jaki jest”. Żaden instruktor nie ma wpływu na to jaki typ osobowości prezentuje jego kursant. Jakie ma predyspozycje, jak radzi sobie ze stresem. To nie jest dobry pomysł, choć wynika on z prostej arytmetyki – 6 na 10 osób egzaminowanych, nie jest odpowiednio przygotowanych do egzaminu. Trzeba to zmienić, ale nie w ten sposób.
I w tym miejscu wracam do pomysłu najprostszego – rejestrujmy przebieg egzaminu praktycznego wewnętrznego, na podobnej zasadzie jak w WORDach, tym bardziej, że zgodnie z propozycjami kontrolę nad OSK będą sprawować osoby z uprawnieniami i doświadczeniem w zawodzie instruktora, czy egzaminatora. Nie jest możliwe, aby obejrzeli oni każdy egzamin, ale niech to robią wybiórczo i w sposób niezapowiedziany. To przyniesie efekty. Łącząc to z koniecznością obecności instruktora na egzaminie państwowym praktycznym przynajmniej raz w kwartale, z całą pewnością wpłynie na jakość szkolenia, a w konsekwencji na poprawę bezpieczeństwa.
Wiesław Pawlak (na zdj. powyżej)
Autor jest instruktorem nauki jazdy i doskonalenia techniki jazdy we wszystkich kategoriach. Ma również uprawnienia egzaminatora w zakresie kat. B prawa jazdy. Posiada wykształcenie pedagogiczne, pełne uprawnienia kierowcy zawodowego łącznie z ADR. Jest rzeczoznawcą motoryzacyjnym, członkiem Stowarzyszenia Inżynierów i Techników Mechaników Polskich SIMP.
Pracuje w OSK "Wałowa" w Siedlcach.