Krzysztof Klejna, instruktor i egzaminator mówi o awansie zawodowym w branży szkoleniowców w zakresie nauki jazdy. Opisuje obecną rzeczywistość i na jej tle widzi, jakim instruktor powinien być. - Dobry instruktor to instruktor wyedukowany, wypoczęty i godnie zarabiający - podsumowuje. Nasz autor wczoraj – obok innych obowiązków i zajęć - ciężko pracował przy odśnieżaniu placu manewrowego swojego ośrodka, ale znalazł także czas i chęć, aby zaproponować interesujące rozwiązania, wskazać fundamenty przyszłych zmian. O Inicjatywie Nieobojętnych – powołania Samorządu Zawodowego Instruktorów i Egzaminatorów – mówi: kibicuję, głęboko wierzę, wspólnie uda się.
INICJATYWĘ popiera dziś 1099 instruktorów i egzaminatorów - http://poparcie.szie.pl/
Jolanta Michasiewicz, red. nacz. tyg. Prawo Drogowe@News (tygodnik@prawodrogowe.pl)
* * *
Z wielkim zainteresowaniem przeczytałem artykuł Pana Krzysztofa Gieteka, w którym postuluje, aby zawód instruktora nauki jazdy podlegał regułom związanym z awansem zawodowym, podobnym do nauczycieli pracujących w szkołach.
Jestem wielkim orędownikiem wszelkich zmian, które skutkować mogłyby poprawą jakości pracy instruktorów i przyznam, że na papierze założenia awansu instruktorskiego wyglądają wspaniale. Nie jestem przekonany czy taka forma - a więc próba przeniesienia 1:1 modelu awansu stosowanego w szkolnictwie ma szanse odpowiednio zafunkcjonować.
W przypadku nauczycieli, głównym aktywatorem wspinania się po ścieżce awansu zawodowego są finanse. Jak miałoby to wyglądać w naszej branży gdzie wynagrodzenia instruktorów są patologicznie niskie? Choć chciałbym się mylić, obawiam się, że nie znajdziemy zbyt wielu właścicieli OSK, chętnych by podnieść zarobki lepiej wykształconemu instruktorowi. Należy dodatkowo podkreślić, że realizacja ścieżki awansu wiąże się z koniecznością wygospodarowania wolnego czasu, który poświęca się na samorozwój. Typowy etat nauczyciela to 18 godzin tygodniowo. Ile godzin spędza w aucie etatowy instruktor?
Wątpliwości możemy mnożyć. Czy awans instruktorski wiązałby się z równie wielką "papierologią" jak w przypadku nauczycieli? Kto tworzyłby komisje oceniające poszczególne fazy awansu i czy przypadkiem nie byłyby okazją do "usadzenia" konkurencyjnego, "zbyt prężnie" rozwijającego się ośrodka? Wreszcie, czy w przypadku minimum 10-letniej drogi do zawodu egzaminatora, nie znajdziemy się w sytuacji niedostatku kadrowego, dokładnie takiego, jaki spotyka obecnie branżę szkoleniową?
Pomysł awansu, jakkolwiek słuszny w swoich założeniach, proponuję najpierw poprzedzić skutecznym wyegzekwowaniem mechanizmów, którymi dysponujemy obecnie. W pierwszej kolejności, kursy dla kandydatów na instruktorów powinny odzyskać poziom i stosowną rangę. Do tego potrzebne jest przede wszystkim, choć wydaje się to oczywiste, rzetelne przeprowadzanie zajęć. Konieczny będzie nadzór nad tymi zajęciami, który wyeliminuje obserwowane obecnie patologie. Jak bowiem oczekiwać, że dobrym instruktorem będzie absolwent kursu-wydmuszki prowadzonego przez jegomościa, który zatrzymał się z wiedzą na przełomie wieków, prowadzący kurs na zasadzie sublicencji od super osk zlokalizowanego 3 województwa dalej?
Postulowane w artykule sprawowanie nadzoru nad "nowym" instruktorem przez bardziej doświadczonego instruktora jest już obecnie powszechnie praktykowane, choć oczywiście w niesformalizowanym wymiarze. Wielu świeżo upieczonych instruktorów zwyczajnie nie czuje się na siłach by samodzielne podołać trudom zawodu (to też pokazuje dobitnie jaka była jakość odbytych przez nich kursów) stąd sami proszą o taką pomoc.
Obecny stan prawny stwarza możliwość (a wręcz obowiązek) doszkalania się i rozwoju poprzez coroczne warsztaty doskonalenia zawodowego. Czy wykorzystujemy tę sposobność w pełni? Moim zdaniem, coroczne warsztaty doskonalenia zawodowego powinny stać się swoistym świętem branży, okazją do wspólnego spotkania i konsolidacji środowiska szkoleniowego (jak również egzaminatorskiego, o czym poniżej) a nie smutną, wypełnianą jedynie z obowiązku koniecznością. Co więcej, uważam, iż warsztaty powinny być organizowane przez środowisko OSK wspólnie, a poszczególne części tematyczne mogłyby być przygotowywane przez reprezentantów różnych OSK biorących udział w szkoleniu, oczywiście pod bacznym nadzorem merytorycznym organizatorów. I przykładowo, w danym roku OSK1 szykuje wystąpienie z zakresu "Metodyki nauczania", OSK2 z zakresu "Prawo o Ruchu Drogowym" itd. Naturalnie, nie należałoby rezygnować z udziału w warsztatach ekspertów z zewnątrz.
Kolejnym pomysłem jest połączenie, oczywiście jedynie w niewielkim stopniu, warsztatów instruktorskich z dorocznymi warsztatami egzaminatorskimi. Przy odpowiedniej organizacji, tego typu spotkanie z pewnością byłoby okazją do wymiany poglądów na kontrowersje narastające na styku obu profesji, w cyklu codziennej pracy, dając możliwość obu środowiskom lepiej zrozumieć punkt widzenia "drugiej strony". Dodatkowo takie spotkanie podnosiłoby rangę warsztatów, co moim zdaniem, stałoby się magnesem do wybrania prawdziwego szkolenia zamiast zaświadczenia.
Tematem na osobną i rozległą dyskusję są kwestie wykształcenia i doświadczania. Oczywistym wydaje się, że wymóg wykształcenia średniego dla instruktora oraz wyższego dla egzaminatora były dobrymi rozwiązaniami. Podobnie, posiadanie przez instruktora wykształcenia wyższego, pedagogicznego (lub około-pedagogicznego) przynosi same korzyści w codziennej pracy tylko tu pojawia się pewien problem. Jeśli instruktor zdobywa wykształcenie wyższe w takiej dziedzinie, to niestety praktyk nie spędza za kółkiem, lecz przy tablicy. Podobne przykłady możemy mnożyć w przypadku absolwentów innych kierunków studiów. Stąd, nieuniknioną staje się sytuacja, w której dobrze wykształcony instruktor posiada wielkie deficyty w kierowaniu pojazdami, szczególnie w zakresie kategorii wyższych. Trudno bowiem łączyć obowiązki nauczyciela z byciem kierowcą autobusu czy instruktora, z kierowaniem ciężarówką w ruchu międzynarodowym. Z podobnymi dylematami borykają się instruktorzy lub wręcz właściciele OSK, którzy, w drodze naturalnego rozwoju, próbują "przeskoczyć poziom wyżej", z kategorii B, na kategorie zawodowe. Taki instruktor ma niekiedy kłopoty z odbyciem rzetelnych praktyk (po co szkolić sobie "konkrecję"?), o możliwości poznania zawodu kierowcy już nie wspominając. Zwyczajnie nie jest do możliwe, choćby z powodów, które wymieniłem wcześniej, opisując czarne strony naszej profesji. Nie jest to oczywiście stan pożądany i warto poszukać jego sensownego systemowego rozwiązania. W chwili obecnej, świeżemu instruktorowi kategorii wyższej nie pozostaje nic innego jak pełne zaangażowanie w przygotowanie zajęć i jeszcze większa uwaga i staranność podczas wykonywania swoich obowiązków. I proszę mi wierzyć, nikt taki nie zgrywa "specjalisty od ciężarówki".
I na koniec, pewna refleksja. Niezależnie od tego ile napiszemy artykułów i ile zapiszemy kartek, żadna reforma nie będzie miała sensu dopóki nie zmienimy sposobu funkcjonowania naszej branży. Uczestnicy inicjatywy SZIE opowiadają się po stronie tych, którzy są nieobojętni, a więc tych, którzy liczą na pozytywne zmiany w branży, również w kwestii jakości pracy instruktora. W pierwszej kolejności należy więc odpowiedzieć na pytanie: czy osk to maszynka do robienia pieniędzy, a instruktor jest trybem tej maszyny? Czy słowo misja, które tak często odmieniamy przez wszystkie przypadki, nie zeszła na dalszy plan? Wreszcie, co to znaczy - dobry instruktor? Moim skromnym zdaniem dobry instruktor to instruktor wyedukowany, wypoczęty i godnie zarabiający. Ilu Państwo takich znają? Nie pójdziemy ani o krok do przodu, dysponując armią przemęczonych instruktorów, tyrających po pięćdziesiąt parę godzin tygodniowo za nędzne 14 zł na godzinę.
W moim odczuciu, to właśnie zapewnienie godziwych warunków pracy dla instruktorów powinno stać się fundamentem, na bazie którego możemy wymagać dalszego ich samorozwoju i doskonalenia. Mocno kibicuję inicjatywie SZIE i głęboko wierzę, że wspólnie uda się przeforsować takie rozwiązania, które pozwolą ograniczyć ilość godzin pracy instruktora przy równoczesnym wzroście jego zarobków.
Krzysztof Klejna (Gostynin)