Urządzenia do automatycznej kontroli prędkości powinny wznowić działanie, pod nadzorem policji - uważa wiceprezes Fundacji Zapobieganie Wypadkom Drogowym, były policjant Wojciech Pasieczny.
Fotoradary poprawiają bezpieczeństwo, czy się to komuś podoba, czy nie - mówił na wstępie rozmowy z Agatą Łukaszewicz Pasieczny. Wywiad ukazał się na łamach Rzeczpospolitej. Na dowód przywołał garść policyjnych danych: 10 lat temu w policji było 60 fotoradarów, które można było ustawić na 292 masztach. Rok później fotoradarów było już ponad 2 razy więcej, pojawiło się 99 fotoradarów w strażach miejskich, do 821 wzrosła liczba masztów. Późniejsze analizy wykazały, że liczba wypadków w miejscach, gdzie były zamontowane urządzenia spadła o 17,2 proc. Zmniejszyło to liczbę osób rannych o 23,8 proc. i zabitych o 21,6 proc. "Nie ma mocniejszych danych, które uzasadnią, że fotoradary są bardzo skutecznym narzędziem w walce o zwiększenie bezpieczeństwa na drodze. Jeśli ktoś nie czuje się jeszcze przekonany, to powiem, że w 2015 r. liczba ofiar śmiertelnych spadła poniżej 4 tys. Przez lata statystyki były dużo grosze" - podkreślił Wojciech Pasieczny.
Wojciech Pasieczny
Rzeczpospolita nr 195(10528), 22.08.2016
Co więcej, zdaniem wiceprezesa Fundacji Zapobieganie Wypadkom Drogowym, fotoradary powinny być ustawiane nawet w miejscach nieoznakowanych. "Tak jest np. w Szwajcarii. Kierowca ma jechać zgodnie z przepisami przez całą drogę, a nie zwalniać tylko na moment w kontrolowanych miejscach" - dodał jednocześnie przyznając, że w wielu miejscach w Polsce, zwłaszcza lokalne władze, zapomniały o rzeczywistym przeznaczeniu fotoradarów. Stąd być może zła sława tych urządzeń, traktowanych często przez gminy jak maszynki do zarabiania pieniędzy, a nie o to ma przecież chodzić.
Fakt jest jednak faktem, że odkąd fotoradary zniknęły z polskich dróg, wzrosła liczba wypadków. Pasieczny jest zdania, że urządzenia nie powinny rdzewieć w magazynach, tylko wypełniać zadanie, które im powierzono, ale w rękach policji. Straż miejska nie umiała bowiem korzystać z nich zgodnie z prawem.
Autorka wywiadu w dalszej części odwołuje się do infrastruktury i jej złego stanu, jako ewentualnej przyczyny wypadków. Jakkolwiek Wojciech Pasieczny zgodził się, że wiązanie stanu dróg z bezpieczeństwem nie jest błędem, to jednak na ilość wypadków chyba raczej się to nie przekłada. "Proszę pamiętać, że mamy coraz więcej lepszych dróg, a liczba tragicznych wypadków rośnie" - powiedział zwracając uwagę, że właśnie na autostradach, na najlepszych drogach dochodzi do największej ilości tragedii.
Pod koniec tekstu dziennikarka próbowała zasugerować, że skoro na drogach jest tak niebezpiecznie, to może mamy źle szkolonych kierowców? "Nie do końca jest to prawda" - zareagował Pasieczny kierując zarzut bardziej pod adresem mass mediów, które przypomniają sobie o bezpieczeństwie drogowym przy okazji głośnych zdarzeń. Tymczasem w 2015 r. na całym świecie od zamachów terrorystycznych zginęło 1539 osób, a na polskich drogach w tym samym czasie 2612 osób. "Trzeba inwestować w prewencję" podsumował wiceprezes Fundacji.