Ostatnimi czasami rozgorzała dyskusja na temat szkolenia. Media publikują artykuły na temat niskiej zdawalności egzaminów praktycznych na prawo jazdy prześcigając się w pomysłach jak „naprawić system”. Niestety często jako najsłabsze ogniwo w drodze do wymarzonego prawa jazdy stawia się instruktorów wytykając im niekompetencje oraz łatwość uzyskania zawodu tym samym wielu szkoleniowców „z przypadku”. Na szczęście coraz głośniej słychać nieobojętnych, którzy zyskują poparcie branży. Ustawowo wiele trzeba zmienić zarówno na etapie uzyskiwania uprawnień instruktora jazdy jak i szkolenia jednak wymaga to czasu, a przede wszystkim cierpliwości.
Niestety rok 2018 nie przyniósł poprawy bezpieczeństwa na polskich drogach. Polska nadal utrzymuje się na wysokim miejscu wśród liczb ofiar śmiertelnych na drogach. Czynników które plasują Nas na tak niechlubnym miejscu jest wiele jednak to właśnie u Nas w samochodzie każdy kierowca zaczyna swoją przygodę za kierownicą i to na Nas spoczywa odpowiedzialność, żeby przekazać jak najwięcej o bezpieczeństwie na drogach.
Poruszę dzisiaj śliski temat, który niestety dotyczy wielu szkół nauki jazdy - temat „bezstresowej” nauki. Czy naprawdę chcemy wychowywać „bezstresowych” kierowców?
Obecnie dążymy do tego, żeby na kursie jazdy było miło i przyjemnie, a kursant był zadowolony i uśmiechnięty. Ma być wesoło, a instruktor powinien być tzw. duszą towarzystwa. W sieci można przeczytać wiele opinii kursantów, którzy oceniają instruktorów nie przez pryzmat nauki, zdobytych umiejętności, a jedynie przyjaznej atmosfery w samochodzie.
Uważam, że kursant który powoduje niebezpieczeństwo na drodze, powinien dostać w sposób stanowczy informację od instruktora o możliwych konsekwencjach. W przeciwnym razie, dostaje ciche przyzwolenie na powtarzanie niebezpiecznych manewrów. Przytoczę sytuację która na pewno niejednemu instruktorowi jest znana. Kursant z innego ośrodka przychodzi na jazdy doszkalające. Podczas jazdy po mieście chce zmienić pas ruchu i niemalże wjeżdża pod jadący nim samochód. W ostatniej chwili zostaje mu odciągnięta kierownica z komentarzem o błędzie i jego możliwych konsekwencjach. Uwaga jest zwrócona stanowczo. Kursant na to z uśmiechem na twarzy odpowiada „zdążyłbym” lub „tamten instruktor nie był taki strachliwy”. Te cytaty drastycznie pokazują śmiałość do stwarzania niebezpieczeństwa na drodze nawet przed uzyskaniem prawa jazdy. Drugi cytat pokazuje również przyzwolenie na niebezpieczną jazdę już na etapie nauki. Niejednokrotnie można dostrzec na mieście samochód szkoleniowy, który powoduje niebezpieczeństwo, a w nim opartego o szybę, przysypiającego instruktora. Powinniśmy przekazywać skutki niebezpiecznych zachowań nawet jeśli miałoby to wpłynąć na „zepsucie” nastroju ucznia. Każdym przemilczeniem lub tekstem „nic się nie stało” dokładamy swoją cegiełkę do braku poprawy bezpieczeństwa na polskich drogach.
Mam cichą nadzieję, że w branży zamienimy „bezstresowe” szkolenie na „bezpieczne” szkolenie. Potrzeba również propagować wśród uczniów szkół licealnych oraz w mediach informacje jak wybrać właściwego instruktora. Wiele dyskutujemy o szkoleniowcach „z przypadku”. Musimy dążyć do tego, żeby kursanci świadomie wybierali nauczycieli z najwyższej półki. Bo szczerze wierzę, że właśnie taki instruktor szkoli bezpiecznie nie zważając na towarzyskie kontakty.
Autorka (na zdjęciu powyżej) jest instruktorką nauki jazdy kat. B. Pracuje w Krakowie.
Posiada prawo jazdy kat A, B, B+E, C, C+E, D.