Pracujmy nad wymaganiami

Data publikacji: 17 lipca 2019, 15:27
Pracujmy nad wymaganiami fot. L-instruktor /archiwum

O zawodzie instruktora i pomysłach na poprawę szkoleniowej rzeczywistości, L-instruktor rozmawia z Maciejem Kulką - właścicielem OSK “Kulka” z Lublina, członkiem Komitetu Redakcyjnego pracującego nad projektem ustawy o Samorządzie Zawodowym Instruktorów i Egzaminatorów.

_________

Proszę, by wymienił pan trzy największe bolączki, z którymi jako posiadający wykształcenie pedagogiczne nauczyciel, boryka się pan w swojej zawodowej, instruktorskiej codzienności.

Społeczeństwo traktuje nas jak osoby nisko wykwalifikowane. Często słyszymy “pan jest tylko instruktorem, co pan może wiedzieć” - takie podejście jest krzywdzące. Wykonujemy bardzo ważną pracę, uczymy ludzi, staramy się im wpoić odpowiednie nawyki, tymczasem degradacja naszego zawodu postępuje. Maleje jego znaczenie. Po drugie, nie traktuje się nas - instruktorów - jak nauczycieli, nie podlegamy pod kartę nauczyciela. A przecież pracujemy głosem, uczymy, prowadzimy wykłady, ćwiczenia. Po trzecie, w naszej grupie zawodowej nie brakuje złego podejścia do egzaminów wewnętrznych. W hierarchii zawodów traktuje się nas gorzej niż egzaminatorów. Zawód egzaminatora jest dość mocno uregulowany, dostęp do niego jest bardziej rygorystyczny. A instruktor nie tylko musi wyszkolić kursanta, ale też przeprowadzić egzamin wewnętrzny, identyczny z tym państwowym. Proszę sobie porównać szkolenie na egzaminatora, który de facto tylko egzaminuje, a jak wygląda szkolenie na instruktora. To dwa różne światy.

To skoro rozmawiamy o rzeczywistości zawodowej instruktora, czy Pana zdaniem ten zawód jest dla każdego? Każdy może zostać instruktorem?

Szkolę kandydatów na instruktorów od 2000 roku. Uważam, że instruktor musi być cierpliwy. Cierpliwość i spokój wewnętrzny. To pomaga przełamać najgrubszy lód. Nie każdy może być instruktorem, ale na rynku bywa z tym różnie. Ta praca jest bardzo ważna i odpowiedzialna. A dziś niestety spotykamy się z historiami, gdzie częściej jest to zajęcie dorywcze. Ludzi zwykle nie stać, by być wyłącznie instruktorem, bo zarobki są dosyć niskie, co wynika z cen kursów.

Młodzi stażem instruktorzy na początku się starają, angażują się w życie kursanta, wymyślają nowe ćwiczenia. Ale z czasem zawód im powszednieje. Przestaje im zależeć, przestają się rozwijać. Widzą, że nikt tego ich wkładu, entuzjazmu nie docenia, więc nie inwestują w siebie. Liczy się przecież tylko zdawalność, kursant chce zdać za pierwszym razem. Dlatego instruktor, w miarę upływu czasu, przestaje być w pełnym znaczeniu instruktorem, przestaje uczyć. Staje się taką osobą tylko przygotowującą do egzaminu.

Skąd ten mechanizm się bierze? Brak świadomości wśród kursantów? Brak stalowej, silnej woli wśród instruktorów? Konkurencja ceną, a nie jakością staje się dziś bardzo niepokojącym zjawiskiem, zgodzi się Pan?

Niestety. Mamy pokolenie hipermarketów. “Cena czyni cuda”. Ma być coś tanio, super, wspaniale. Ale tanio nie będzie świetnie. Brak pieniędzy na rynku szkoleniowym, czy - jak pan mówi - brak świadomości klientów, powoduje że szkoły biją się ceną, a nie jakością. To jest kłopot. Nie pomagają nam media, rankingi zdawalności. Paradoksalnie, gdybyśmy porównali zdawalność w skali kraju, ze wskaźnikami sprzed pięciu, sześciu lat, to dzisiejsza będzie dużo wyższa, ale nie wpływa to na poprawę bezpieczeństwa na drogach. A dodatkowo człowiek uczy się zgodnie z zasadą trzech “Z”.

Zakuć, zdać, zapomnieć.

Tak. Jeśli kursantowi zadam pytanie “jaki właśnie minęliśmy znak”? A on bezczelnie odpowie, że przyszedł się tu uczyć jeździć, a nie patrzeć na znaki, to kiedyś nie bałbym się poprosić go żeby wziął szmatę i cofnął się do tego znaku, żeby go wytrzeć. Dziś zostałbym opisany na portalach społecznościowych jako ten zły człowiek, bo zmarnowałem mu 5 minut jazdy. Jazdy. Bo kursanci myślą, że mają 30 godzin jazdy i to ma im wystarczyć na naukę. Tymczasem to minimum 30 godzin zajęć praktycznych, co jednemu wystarczy, a innemu nie.

Zaproponowałem kiedyś kursantowi, żebyśmy wystawili trójkąt, zobaczyli jak się zmienia koło. Usłyszałem tylko “czy to jest na egzaminie? Bo jak nie, to proszę mi głowy nie zawracać”. Mamy pod Lublinem świetną obwodnicę, miejscami pięć pasów ruchu. Jeżdżę tam z kursantami. Zdarzyło mi się, że zadzwonił rodzic jednej kursantki ze słowami “Maciek, widziałem cię z moją córką na obwodnicy, po co wy tam jeździcie? Płacę ci za kurs, a nie za odpoczynek. Wracajcie do miasta”. A mówi się, że kursanci nie umieją jeździć autostradami.

Zgłosił Pan akces do prac nad stworzeniem projektu ustawy na mocy której ma działać Samorząd Zawodowy Instruktorów i Egzaminatorów. Jakie regulacje chce Pan zaproponować? Co Pana zdaniem wymaga szczególnej uwagi?

Bardzo się cieszę, że istnieje taka inicjatywa. To pierwszy ruch w kierunku połączenia tych grup zawodowych. Jak wspomniałem na początku, teraz stawia się nas w kontrze - instruktor, gorszy sort i elita egzaminacyjna. Cieszę się, że będziemy mogli wspólnie pracować nad określeniem etyki naszych zawodów, nad stawianymi kandydatom do tych zawodów wymaganiami tak, by czuli że wykonując je, są w jakimś sensie wyjątkowi. Że sprostali oczekiwaniom. Jeśli chodzi o edukację, to mamy już to wszystko w Polsce określone. Nauczyciel ma jasno określoną ścieżkę rozwoju, awansów. Nie ma tego w odniesieniu do szkolenia i egzaminowania kandydatów na kierowców. Nie ma określonych kompetencji.

To jeszcze coś pozytywnego. Tradycje szkoleniowe w Pana rodzinie sięgają dziesiątek lat wstecz. Sam ma Pan wiele lat edukacyjnych doświadczeń, tysiące wyszkolonych, zadowolonych kursantów. Jakie szanse dla branży, w Pana ocenie, niesie ze sobą działanie instytucji Samorządu Zawodowego?

Chodzi o to, żeby zawód instruktora odzyskał prestiż. To zawód społecznego zaufania. Instruktor ma być traktowany jak nauczyciel. Przypomina mi się cytat z mojego kursu na instruktora nauki jazdy. Rok 1995, wykładowcą był inżynier Kazimierz Wiącek. Kiedyś powiedział do nas, słuchaczy: “Panowie, wy macie wpływ na to co się będzie w przyszłości działo na drogach”. Spytałem wówczas, jaki ja - pojedynczy instruktor - mogę mieć wpływ na ruch drogowy, przecież sam nie mam takiej mocy. W odpowiedzi usłyszałem “tylko tutaj jest was jest trzydziestu. A w skali kraju? Są was tysiące.”. Marzy mi się, żeby bycie instruktorem było zaszczytem. Samorząd powinien zadbać o określenie kompetencji zawodowych, a to już samo z siebie wpłynie na podniesienie prestiżu. Dziś każdy może próbować, to nietrudne. Chodzi tymczasem o to, by w zawodzie pracowały osoby, które naprawdę się do tego nadają.

Dziękuję bardzo za rozmowę.

Na zdjęciu powyżej: Maciej Kulka z żoną (także instruktorką).
źródło: archiwum prywatne

Serwis wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu utrzymania sesji zalogowanego Użytkownika, gromadzenia informacji związanych z korzystaniem z serwisu, ułatwienia Użytkownikom korzystania z niego, dopasowania treści wyświetlanych Użytkownikowi oraz tworzenia statystyk oglądalności czy efektywności publikowanych reklam. Użytkownik ma możliwość skonfigurowania ustawień cookies za pomocą ustawień swojej przeglądarki internetowej. Użytkownik wyraża zgodę na używanie i wykorzystywanie cookies oraz ma możliwość wyłączenia cookies za pomocą ustawień swojej przeglądarki internetowej.