Pojazdy służące do nauki jazdy, mimo, że są specjalnie wyposażone, to nie są "pojazdami specjalnymi" i nie są zwolnione z podatku od środków transportowych - orzekł Naczelny Sąd Administracyjny, o czym donosi "Rzeczpospolita".
Sprawa zaczęła się od skargi kasacyjnej właściciela kilkunastu ciężarówek, autobusów i naczep, służących do nauki jazdy. Mężczyzna spierał się z fiskusem o zwolnienie z podatku od środków transportowych. Twierdził, że nie są one środkami transportowymi, bo służą wyłącznie celom dydaktyczno-szkoleniowym, a co za tym idzie, mają nie podlegać opodatkowaniu.
Z taką interpretacją nie zgodził się jednak magistrat uzasadniając, że pojazdy służące do nauki są równocześnie środkami transportowymi w rozumieniu odpowiednich przepisów. Właściciel "elek" nie poddał się i odwołał od decyzji władz miasta, a później złożył skargę do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego. Powołał się na fakt, że jego pojazdy są przystosowane do wykonywania funkcji specjalnych, co potwierdzają wpisy w dokumentach dopuszczających je do ruchu. Na każdym z nich widnieje błękitna tablica z białą "elką", mają dodatkowe pedały i lusterka dla instruktora. Zgodnie z prawem, są w związku z tym pojazdami specjalnymi i jako takie powinny być zwolnione z podatku od środków transportowych.
Wojewódzki Sąd Administracyjny w Olsztynie nie podzielił tego zdania, podobnie jak wcześniej, samorządowy organ odwoławczy. Co prawda, według WSA owszem, pojazdy specjalne, to pojazdy samochodowe lub przyczepy, które wykonują specjalne funkcje, będąc do tego odpowiednio przygotowane (poprzez np. dostosowanie nadwozia lub specjalne wyposażenie), ale nawet mimo to, pojazdy szkoleniowe nie kwalifikują się, by uznawać je za specjalne. NSA podtrzymał to zdanie.