W ostatnich tygodniach, na łamach tygodnika Prawo Drogowe wielokrotnie pojawiał się temat styku pieszych i pojazdów w obrębie przejścia dla pieszych oraz wątpliwości i kontrowersji które towarzyszą całemu zagadnieniu. Padło wiele mądrych słów, a nawet pewne propozycje rozwiązań nurtujących nas wszystkich kwestii. Ja, w swoim skromnym głosie w tej dyskusji, chciałbym poruszyć pewne problemy narastające na styku szkoleniowo-egzaminacyjnym, które dotąd nie zostały w tej dyskusji podniesione.
Po dobrze przeprowadzonym szkoleniu teoretycznym, każdy kursant ma świadomość, jakie ciążą na nim obowiązki w obliczu zbliżania się do przejścia dla pieszych. Oczywiście, nie oczekujmy, że będą oni recytować zapisy ustawy, ale bezproblemowo są w stanie własnymi słowami odtworzyć „trzy filary” na których opierają się zagadnienia związane z przejściem: „szczególna ostrożność”, „ustąpienie pierwszeństwa jeśli pieszy jest na przejściu” oraz „zmniejszenie prędkości jeśli pieszy jest na przejściu lub w pobliżu”. Jednakże przeniesienie tej wiedzy na działania praktyczne stanowi spory problem, szczególnie gdy rozważamy sytuacje w której pieszy, choć jest blisko, nie postawił jeszcze nogi na przejściu dla pieszych.
Na wstępie moich rozważań chciałbym bardzo wyraźnie podkreślić, że dotyczyć one będą sytuacji, w której pieszy jest w realnej bliskości przejścia (a więc kilka metrów od niego i się do niego zbliża) lub oczekuje na możliwość przejścia przy krawędzi jezdni. Zachowania, w których osoba szkolona/egzaminowana zatrzymuje się gwałtownie przed przejściem, gdyż pieszy „wyszedł z klatki pobliskiego bloku” i „może wejdzie na przejście” oczywiście należy traktować jako ewidentny błąd i nie będą tematyką niniejszego tekstu.
Nakreślmy sobie pewien scenariusz egzaminacyjny. Podczas egzaminu, osoba egzaminowana zbliża się do przejścia do którego dochodzi pieszy, zatrzymuje się i słyszy:
[Egzaminator] Po co się Pan/Pani zatrzymuje?
[Osoba egzaminowana] Chciałem/chciałam „przepuścić” pieszego.
[Egzaminator] Pieszy jeszcze nie wszedł na przejście, nie było obowiązku ustąpienia pierwszeństwa. Nieprawidłowo wykonane zadanie egzaminacyjne!
Niestety, z wielu stron kraju słyszy się o tego typu postawach egzaminatorów. Czytając zapisy prawa literalnie, ale jednak nieco wyrywkowo, faktycznie pieszy nie miał w tej sytuacji pierwszeństwa. Niektórzy idą jeszcze dalej twierdząc, że skoro pieszy „jeszcze” nie miał pierwszeństwa to, niejako drogą eliminacji, miał je kierujący pojazdem. Moim zdaniem, skupienie się tylko na pierwszeństwie z pominięciem pozostałych „dwóch filarów” i obowiązków z nich wynikających jest wyjątkowo niebezpiecznym uproszczeniem. Nałożony przez ustawodawcę obowiązek zachowania szczególnej ostrożności niejako nakazuje kierującemu wręcz spodziewać się tego że pieszy może postawić swoje nogi na przejściu. Tego typu myśleniu ma dodatkowo sprzyjać obowiązek zmniejszenia prędkość tak, aby nie narazić na niebezpieczeństwo pieszych […] znajdujących się w tych miejscach lub na nie wchodzących, który ma pomóc we właściwej reakcji gdy pieszy jednak zdecyduje się wejść na jezdnię. Zachowanie osoby w obrębie przejścia dla pieszych powinno być oceniane przez pryzmat wszystkich TRZECH zapisów, a nie tylko jednego.
Jako pewien kontrast, przyjrzyjmy się innej sytuacji. Zamiast znaku D-6 (przejście dla pieszych), kierujący napotyka znak A-7 (ustąp pierwszeństwa), a drogą poprzeczną, zamiast pieszego, zbliża się pojazd. W annałach każdego szkolenia praktycznego złotymi zgłoskami zapisane jest hasło „nie widzisz, nie jedź” – innymi słowy, jeśli kierujący ma wątpliwości, należy postąpić tak aby minimalizować ryzyko – w praktyce, zatrzymać się, aby ustąpić pierwszeństwa przejazdu. Takie zachowania są normą i nie budzą podczas egzaminów większych kontrowersji. Dochodzimy więc do absurdu, gdzie ryzyko uszkodzenia pojazdu traktowane jest poważniej niż ryzyko uszczerbku na czyimś zdrowiu. Zgodzimy się chyba wszyscy, że to błędne priorytety.
Warto również podkreślić fatalne skutki jakie niesie takie ocenianie dla świadomości – zarówno tak ocenionej, osoby egzaminowanej – jak i innych osób, z którymi osoba egzaminowana podzieliła się swoimi doświadczeniami. Mówiąc krótko, po takiej ocenie na egzaminie, osoba zbliżająca się do przejścia staje się dużo mniej ostrożna, wszak za ostrożność „zapłaciła” na egzaminie niezaliczonym zadaniem. Co najgorsze, nawet jeśli takie interpretacje stosuje choćby jeden egzaminator na dziesięciu zatrudnionych w danym WORD-zie, zasięg jego oddziaływania jest nieporównywalnie większy, niż pozostałej dziewiątki. Wiadomym jest, że osoby zdające „żyją” kontrowersjami egzaminacyjnymi, powtarzanymi w prywatnych rozmowach, a takie opowieści wyrastają sporo ponad nauki nawet najbardziej charyzmatycznych instruktorów.
Z wielkim niepokojem i trochę zażenowaniem przyjmuję informacje o długotrwałych krucjatach toczonych przez osoby egzaminowane, które złożywszy skargę na niewłaściwą ocenę swojego zachowania w rejonie przejścia dla pieszych , musiały stoczyć wieloinstancyjną batalię w obronie swojej racji. Zażenowanie budzi szczególnie przytaczana przez egzaminatorów motywacja swoich ocen jakoby doszło do naruszenia zasady zakazu zatrzymywania pojazdu przed przejściem dla pieszych, na którym pieszych nie było w momencie zbliżania się pojazdu do przejścia. Czy egzaminator, osoba która ma określone doświadczenie jako kierowca, a dodatkowo mający za sobą morderczy kurs egzaminatorski zwieńczony arcytrudnym egzaminem weryfikacyjnym naprawdę nie czuje różnicy między unieruchomieniem pojazdu z własnej woli a unieruchomieniem związanym z ryzykiem zaistnienia ryzykownej interakcji z pieszym? Nazwę to po imieniu. Żenada.
Jeszcze wyższy stopień niezrozumienia osiągamy gdy weźmiemy pod lupę przejścia dla pieszych na drogach/jezdniach o kilku pasach ruchu. Zdarza się, że opisane przeze mnie wcześniej zachowanie osoby zdającej, jest oceniane jako powód uzyskania wyniku negatywnego z całego egzaminu. Jakiś czas temu znalazłem w jednym z artykułów taką opinię jednego z egzaminatorów: „Zatrzymywanie się przed pustym przejściem dla pieszych (nawet jeśli grupa przechodniów zdaje się oczekiwać na możliwość przekroczenia drogi) i "zapraszanie" pieszych do skorzystania z przejścia jest nie tylko skrajnie niebezpieczne, ale też - uwaga - zabronione przepisami!” W obliczu tych rozważań, chciałem postawić pytanie czy przedstawiona na filmie niezwykle niebezpieczna sytuacja jest wynikiem błędnej postawy dwóch aut srebrnych, czy może jednak białego?
Podsumowując, należy wykazać niezwykle dużą dbałość o to, co przekazujemy osobom, z którymi spotykamy się zarówno w roli instruktora jak i egzaminatora. Nie powstrzymamy fali zagrożenia na przejściach jeśli nie zaczniemy przestawiać myślenia i działania osób nam powierzonych, na większą defensywność w swoich zachowaniach. Zamiast propagować, i to zarówno wśród kierujących jak i pieszych, wszechobecną w naszym społeczeństwie roszczeniowość, idźmy w kierunku edukowania w zakresie przewidywania potencjalnych zagrożeń (przypominam, że egzaminator ma obowiązek podczas prowadzenia egzaminu zwracać szczególną uwagę na umiejętność oceny potencjalnych lub rzeczywistych zagrożeń na drodze). Zagrożeń, tym większych że zarówno piesi jak i kierujący z wszelkich stron zalewani są fake newsami. Śledzący choćby pobieżnie wiadomości widz lub słuchacz, kilkukrotnie słyszał już o bezwzględnym pierwszeństwie na przejściu dla pieszego – jednak dla przeciętnego zjadacza chleba odróżnienie projektu od realnie funkcjonującego już prawa jest zadaniem ponad siły. Mając to na uwadze, edukujmy! Edukujmy, że przejście dla pieszych, a więc miejsce gdzie niechroniony uczestnik ruchu styka się z kupą blachy, jest miejscem szczególnie niebezpiecznym i defensywna po stawa obu stron powinna być tu normą.
Krzysztof Klejna
autor (na zdj. powyżej) jest instruktorem nauki jazdy, egzaminatorem, pedagogiem,
Prowadzi OSK „AUTO” w Gostyninie.