Czy przed wjazdem na rondo z zamiarem wykonania skrętu w lewo, włączamy lewy kierunkowskaz? O stanowisko w gorącej sprawie, która roznieciła burzę komentarzy - także wśród fachowców - poprosiliśmy Wojciecha Pasiecznego.
Przepis mówi, że włączamy kierunkowskaz żeby zasygnalizować zmianę kierunku jazdy, lub pasa ruchu. Ja twierdzę, że jazda w lewo na rondzie, jest zmianą kierunku. Mówię o przeciętnym rondzie. Tak mówią przepisy, ale jest jeszcze coś takiego jak technika jazdy. Uważam, że prawidłowa technika jazdy polega na tym, że informujemy innych uczestników ruchu, o swoich zamiarach. Sądzę, że włączenie lewego kierunkowskazu przed wjazdem na rondo, uczytelnia zamiary kierującego. Te zamiary stają się wtedy jasne i zrozumiałe dla pozostałych kierujących. Dlatego moim zdaniem nie jest błędem w takiej sytuacji włączenie lewego kierunkowskazu. Prawy zaś włączamy zawsze, by zasygnalizować, a przy tym poinformować innych o chęci zjechania z ronda.
Jeśli weźmiemy pod uwagę duże ronda, które są tak naprawdę placami, to jazda na wprost nie wymaga tam stosowania prawego kierunkowskazu podczas zjeżdżania. My tam de facto jedziemy prosto.
Przed wjazdem na rondo, chcąc pojechać w lewo, włączamy lewy kierunkowskaz. Chcąc jechać prosto, nie włączamy żadnego, tylko prawy przed zjazdem, a chcąc pojechać w prawo, włączamy tylko prawy. Można to na przeciętnym rondzie uznać za dobrą, uniwersalną regułę. W myśl przyjaznej, przejrzystej techniki jazdy.
Wyrok WSA w Gliwicach zapadł w konkretnej sprawie. Nie wiemy jak wyglądało tamto rondo, nie znamy okoliczności. Nie znamy szczegółów tej sprawy, ponadto w Polsce prawo nie opiera się na precedensach. To, że w Gliwicach zapadł taki wyrok nie znaczy, że w identycznej czy podobnej sprawie, gdzie indziej w kraju zapadnie taki sam.
Jako były egzaminator, nie oblałbym całego egzaminu za coś takiego. Dlaczego? Dlatego, że przepis jest niejasny. Różni fachowcy różnie to interpretują. Mało tego, sytuacja może się zmienić w zależności od budowy ronda. Ja dałbym szansę temu młodemu człowiekowi, podwójnie zestresowanemu. On ma tylko jedną sekundę na podjęcie decyzji, a poza tym, być może, nauczył się inaczej, bo tak instruktor z nim pracował? Obaj nie są winni, to przepisy są tak skonstruowane, że dają pole do dyskusji, której w ogóle nie powinno być.
Wojciech Pasieczny (na zdj.)
wiceprezes Fundacji Zapobieganie Wypadkom Drogowym, biegły sądowy, ekspert w zakresie przepisów ruchu drogowego, były policjant – m.in. wysoki funkcjonariusz stołecznej „drogówki”. Prowadzi warsztaty i szkolenia na temat bezpieczeństwa w ruchu drogowym.