Lada dzień w życie wchodzą przepisy, które nakażą skazanym za jazdę po alkoholu montowanie w samochodach blokad antyalkoholowych, tzw. "alco-lock'ów". Przy okazji przypominamy o istotnym problemie.
W ubiegłym roku pisaliśmy na łamach L-instruktora o przypadku z Łodzi. W jedną z wrześniowych sobót trwała akcja "Trzeźwy poranek". Do kontroli zatrzymane zostało Suzuki z "elką", za kółkiem młoda kobieta. Na prawym fotelu doświadczony instruktor. Po badaniu trzeźwości okazało się, że w wydychanym powietrzu kursantki stwierdzono ponad pół promila alkoholu. Trzeźwemu instruktorowi i policjantom tłumaczyła, że sięgnęła po alkohol dla kurażu.
W przeddzień wejścia w życie zaostrzonych przepisów antyalkoholowych pytamy o sposoby radzenia sobie z takimi sytuacjami. Bo o ile kogoś mocno pijanego można stosunkowo łatwo rozpoznać, to osoby z niewielką ale już zabronioną ilością alkoholu we krwi można już nie zauważyć.
Mimo, że nietrzeźwi kursanci przychodzą na lekcje jazdy niezwykle rzadko, to jednak czasami się to zdarza. "U nas były 2-3 takie przypadki, raz kursant sam się przyznał i przełożyliśmy zajęcia, ale zdarza się że prosimy o dobrowolne wzięcie udziału w badaniu alkomatem" powiedział w rozmowie z L-instruktorem Piotr Denis z warszawskiego Ośrodka Szkolenia Kierowców "Piero". "Zapraszamy na badanie tylko wtedy, gdy zachodzą podejrzenia, że kursant może mieć we krwi alkohol" - dodał. Podobne działania podejmuje OSK "Autos" z Grudziądza - "mamy alkomaty i staramy się badać kursantów, ale po tym wydarzeniu z Łodzi rozważam, czy nie badać wszystkich" mówił L-instruktorowi kierownik tego ośrodka Tadeusz Zamyślewski. "U nas takie przypadki się nie trafiały, pamiętam jedynie sytuację, kiedy ja się upierałem żeby przebadać kursanta, który twierdził że jest trzeźwy, a na takiego mi nie wyglądał. Przewrócił się przed wejściem do samochodu, aż strach było z nim jechać. Wybraliśmy się więc na posterunek, gdzie po godzinie oczekiwania wreszcie udało się go przebadać. Wynik: 0.0" - opowiada nam Maciej Zaręba, właściciel Ośrodka Szkolenia Kierowców "Filip" z Wysokiego Mazowieckiego, który wolał dmuchać na zimne.
I nic dziwnego, bowiem zgodnie z prawem łódzka kursantka popełniła przestępstwo, bo prowadziła pojazd w stanie nietrzeźwości, sąd orzeknie wobec niej zakaz prowadzenia pojazdów, grozi jej także pozbawienie wolności do dwóch lat. Ale policja skierowała też wniosek do sądu przeciwko instruktorowi, który dopuścił do tego, żeby kobieta "na podwójnym gazie" usiadła za kierownicą. Bezbronnemu instruktorowi grozi grzywna do 5 tysięcy złotych.
Jak instruktor mógł zapobiec zdarzeniu jakie miało miejsce w Łodzi, skoro alkoholu w tak niewielkiej, ale już zabronionej ilości nie sposób wyczuć od kursanta? Eksperci mówią wprost: prawo nakłada na nauczyciela odpowiedzialność za stan trzeźwości kursanta, ale nie dają narzędzi do jej egzekwowania. "Radziłbym nie przyjmować mandatu od policji i w sądzie dowodzić, że nie było podstaw do badania kursanta alkomatem" mówił w rozmowie z L-instruktorem Marek Górny, specjalista ds. szkolenia, autor podręcznika dla instruktorów, instruktor, wykładowca Specjalistycznego Ośrodka Szkolenia w Krakowie - "zwłaszcza, że w świetle przepisów ma do tego prawo tylko policja" podkreślał Marek Górny.
To, że tylko funkcjonariusze mogą teraz badać zawartość alkoholu negatywnie ocenia Łukasz Kucharski, dyrektor WORD w Łodzi. "Dawniej mieliśmy na miejscu profesjonalne urządzenie do badania trzeźwości. Utrzymanie go było dość kosztowne, ale to się opłacało bo zdarzało się że ludzie przychodzili na egzamin z promilami we krwi. Teraz, jeśli zachodzi podejrzenie, że kandydat jest nietrzeźwy musimy czekać na policję. Kiedyś zdarzyło się, że człowiek uciekł podczas, gdy czekaliśmy na przyjazd radiowozu" powiedział nam dyrektor Kucharski. Spokojnie jest także w Siedlcach, tam przypadku nietrzeźwego kandydata nie ma od dawna. "Wzywanie policji do każdego podejrzenia nie ma sensu, mamy na miejscu aparat, jeśli podejrzewamy że klient jest nietrzeźwy, proponujemy mu udział w teście. Jeśli ma coś na sumieniu to szybko rezygnuje z egzaminu" - mówi Jacek Kobyliński, dyrektor WORD Siedlce. "Kiedyś było lepiej, nie rozumiem dlaczego uprawnienie do żądania poddania się badaniu alkomatem zniknęło z uprawnień egzaminatorów" - dodał. W Lublinie jest podobnie - "policję wzywamy wtedy, jeśli egzaminator wyczuje od kandydata woń alkoholu, takich przypadków mamy około kilkunastu w ciągu roku" - powiedział nam wicedyrektor tamtejszego WORDu Artur Banaszkiewicz.
Rozwiązaniem może być w obliczu zagrożenia problemami prośba o podpis pod dobrowolnym oświadczeniem. Marek Górny proponuje, by prosić kursantów o pisemne potwierdzenie świadomości stanu w jakim się znajdują. "Można poprosić o podpisanie takiego dobrowolnego oświadczenia, w którym kursant stwierdzałby że nie znajduje się pod wpływem alkoholu lub podobnie działających środków, to może być bardzo pomocne w razie kontroli, a w sądzie uznane za wypełnienie obowiązku objęcia odpowiedzialnością stanu trzeźwości kursanta".