Historia unieważnionego egzaminu

/ /

Historia unieważnionego egzaminu

Data publikacji: 19 grudnia 2018, 14:33
Autor: Jacek Łęgocki
Historia unieważnionego egzaminu fot. Grupa IMAGE /archiwum

Wielokrotnie pisałem już o stosowaniu wobec egzaminatorów metod rodem z koorporacji, w celu zwiększenia ich tzw. efektywności pracy, co w skrócie sprowadza się do wymuszania wręcz większego przerobu. Apelowałem wówczas, abyśmy powstrzymali ten owczy pęd i pracowali zgodnie ze sztuką i własnym sumieniem. Wskazywałem, że przeprowadzenie kilkunastu egzaminów praktycznych w ciągu ośmiu godzin pracy nie jest ani normalne, ani możliwe, a także że wypacza to ideę naszej pracy. Dyrektor, kierownik, egzaminator nadzorujący czy sam marszałek województwa nie pomogą Wam doceniając waszą pseudoefektywność, jeśli w tym pośpiechu powinie Wam się noga i popełnicie mniej lub bardziej świadomie jakiś istotny błąd. Taka sytuacja miała ostatnio miejsce w łódzkim ośrodku egzaminowania.

Był lipcowy upalny dzień, niby dzień jak co dzień. Ktoś miał urlop, ktoś inny się rozchorował, ktoś miał inne zadania, oczywiście zdaniem przełożonych sytuacja losowa niemożliwa do przewidzenia. Pytanie tylko czy sytuacją losową można nazwać sytuację, która zdarza się praktycznie codziennie? Czy sytuacją losową jest sytuacja, w której na jednego egzaminatora przypada kilkanaście egzaminów dziennie? Czy sytuacją losową jest nadmierne planowanie ilości egzaminów do przeprowadzenie przez jednego egzaminatora? Efekt był taki, że w dniu w którym temperatura powietrza utrzymywała się na poziomie ok. 30 stopni celsjusza, na 15 minut przed hipotetycznym końcem dnia pracy, w poczekalni na swój egzamin oczekiwało jeszcze kikanaście osób. Emocje i zmęczenie wśród egzaminatorów sięgały zenitu, ale każdy jakoś starał się rzetelnie wykonywać swoje zadania.

Prawdopodobnie dzień zakończyłby się jak zwykle, praca ponad normę i wygórowane oczekiwania pracodawcy zostałyby pewnie zrealizowane, gdyby nie jedno istotne wydarzenie. Kierownik oddziału egzaminowania, a jednocześnie egzaminator, pojawił się na placu manewrowym ośrodka, po czym wręczył nam pisemne zapytania z których wynikało, że w wyniku kontroli którą przeprowadził, ustalił cyt.: „wydłużone czasy egzaminów” i zażądał pisemnych wyjaśnień w tym zakresie. Wśród egzaminatorów zawrzało, na dyskusje nie było jednak czasu. Wspomniany kierownik dzielnie ruszył także z pomocą i postanowił dać osobiście przykład, przeprowadzając wzorcowo jeden egzamin. Egzamin ten zakończył się wynikiem pozytywnym, uradowana zdająca z uśmiechem na ustach opuściła ośrodek. Wszystko miło i sympatycznie.

Wątpliwości innych egzaminatorów wzbudził jednak czas trwania tego egzaminu, biorąc pod uwagę warunki jego przeprowadzenia, w ich ocenie nie było możliwości, aby wymagane właściwymi przepisami zadania egzaminacyjne zostały wykonane w najbardziej nawet sprzyjających okolicznościach, w czasie krótszym niż ok. 50 min. Tymczasem kierownik wraz z osobą egzaminowaną wrócił na plac manewrowy ośrodka przed upływem 24 minut, co jak wszyscy wiemy, samo w sobie stanowiło co najmniej naruszenie zasad. Na biurko dyrektora ośrodka trafiła więc notatka służbowa jednego z egzaminatorów w tym zakresie. Uznaliśmy, że skoro „wydłużone czasy egzaminów” (cóżkolwiek to oznacza) budzą niepokój naszych przełożonych, to dlaczego w przypadku ewidentnie skróconego czasu trwania egzaminu (co już ma swoją podstawę prawną) miałoby być inaczej? Notatka wraz z innymi dokumentami została przekazana do organu nadzoru, czyli do marszałka województwa, który decyzją nr 10/2018 (znak sprawy: IFI.1510.37.2018.GK) unieważnił przedmiotowy egzamin i zauważył m.in., że zdająca nie wykonała wymaganych przepisami następujących zadań egzaminacyjnych:

  1. jazda drogami dwukierunkowymi jednojezdniowymi o różnej liczbie wyznaczonych i niewyznaczonych pasów ruchu, posiadającymi odcinki proste i łuki, wzniesienia i spadki, obniżone i podwyższone dopuszczalne prędkości;
  2. jazda drogami dwukierunkowymi dwujezdniowymi o różnej liczbie wyznaczonych i niewyznaczonych pasów ruchu, posiadającymi odcinki proste i łuki, wzniesienia i spadki, obniżone i podwyższone dopuszczalne prędkości;
  3. jazda drogami jednokierunkowymi o różnej liczbie wyznaczonych i niewyznaczonych pasów ruchu;
  4. przejazd przez skrzyżowania równorzędne (trzy- i czterowlotowe).

Jak słusznie zauważył organ nadzoru, wybrane zadania egzaminacyjne składają się z kilku elementów i realizacja wszystkich składowych elementów zadania jest podstawą do jego oceny, a co za tym idzie, do uznania za wykonane.

Dodatkowo organ nadzoru ustalił, że egzamin trwał niespełna 24 minuty, zaś z wyjaśnień egzaminatora wynikało, że jako początek egzaminu w ruchu drogowym przyjął on moment wydania polecenia wykonania zadania określonego w poz. 1  tabeli nr 7 załącznika nr 2 do rozporządzenia (Dz. U. 232. z 2016 roku z późn. zm.), a za koniec moment wyłączenia silnika w pojeździe egzaminacyjnym. W ocenie organu zaś, czas jazdy w ruchu drogowym powinien być liczony od momentu opuszczenia placu manewrowego i włączenia się do ruchu, do momentu opuszczenia ruchu drogowego poprzez wjazd na teren ośrodka. Marszałek województwa w uzasadnieniu decyzji przytoczył także fragment wyroku WSA z Bydgoszczy z dnia 11 października 2016 roku, sygn. II SA/Bd 371/16  tj. cyt.:

„nie budzi istotnych wątpliwości, możliwość unieważnienie egzaminu na prawo jazdy w sytuacji, gdy w sposób znaczący skrócony został przez egzaminatora wymagany czas trwania egzaminu praktycznego bądź nie zostały wykonane w trakcie jego wszystkie wymagane przez przepisy obligatoryjne czynności, manewry lub zadania egzminacyjne”

W sposób naturalny, w głowie każdego myślącego człowieka narodzi się w tym momencie pytanie, czy doświadczony egzaminator, z kilkunastoletnim stażem, pełniący funkcję kierownika oddziału w ośrodku, który przez wiele lat był także egzaminatorem nadzorującym, mógł popełnić tak oczywiste błędy? Czy mógł nie wiedzieć z jakich elementów składają się obowiązkowe zadania egzaminacyjne? Czy mógł nie widzieć, że minimalny czas trwania egzaminu w ruchu drogowym wynosi 40 minut, a warunkiem uzyskania przez osobę egzaminowaną wyniku pozytywnego jest prawidłowe wykonanie wszystkich zadań egzaminacyjnych? Każdy egzaminator uzna chyba, że jest to mało prawdopodobne, gdyż wysokie wymagania ustawowe stawiane egzaminatorom wykluczają taką możliwość.

Cóż więc takiego wydarzyło się w trakcie przedmiotowego egzamiu? Dlaczego egzaminator naraził siebie, a także ośrodek na utratę zaufania społecznego? Bo jak inaczej można nazwać sytuację, w której organ nadzoru zmuszony jest unieważnić egzamin z uwagi na fakt, że był on przeprowadzony niezgodnie z przepisami? Jak nazwać sytuację, w której osoba egzaminowana po kilku miesiącach posiadania prawa jazdy dowie się, że jej egzamin został unieważniony przez organ nadzoru? Odpowiedź na powyższe pytania zna jedynie wspomniany egzaminator, a być może uzyska ją także prokurator prowadzący w tej sprawie dochodzenie, w kierunku przekroczenia uprawnień lub niedopełnienia obowiązków przez funkcjonariusza publicznego w trakcie przeprowadzania egzaminu państwowego tj. czyn z art. 231 § 1 k.k. cyt.:

“Funkcjonariusz publiczny, który, przekraczając swoje uprawnienia lub niedopełniając obowiązków, działa na szkodę interesu publicznego lub prywatnego, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3”.

Na chwilę obecną możemy się jedynie domyślać, że prawdopodobnie wspomniany egzaminator padł ofiarą pogoni ośrodków egzaminowania za pieniądzem. Wiele razy słyszał od swoich przełożonych, że egzaminy należy przeprowadzać szybko i efektywnie, wielokrotnie przekonywał też o tym swoich podwładnych, czyli egzaminatorów, aż wreszcie sam w to uwierzył. Cel i wartość przeprowadzanych egzaminów zeszły na drugi plan. Część egzmainatorów zamiast rzetelnie i bezstronnie wykonywać swoje obowiązki zaczęła prowadzić własną politykę w tej dziedzinie. Oczekiwania społeczne są takie, aby egzaminy kończyły się wynikiem pozytywnym, jednocześnie organy nadzoru ze zrozumiałych powodów niechętnie kontrolują i unieważniają takie egzaminy. Z drugiej strony pracodawca egzaminatora oczekuje, aby ten przeprowadzał tych egzaminów jak najwięcej.

Nasz zawód jest zawodem zaufania społecznego, to my gwarantujemy społeczeństwu, że człowiek odbierający prawo jazdy w urzędzie posiada odpowiednie kwalifikacje do samodzielnego kierowania pojazdem. To nasza ocena przekłada się na bezpieczeństwo na naszych drogach. W innym przypadku wyniki egzaminów moża byłoby, równie prawidłowo ustalić metodą losową.

Próba godzenia tych wszystkich wymagań sprowadza się często do właśnie takiego sposobu egzaminowania. Przede wszystkim szybko, co uszczęśliwi pracodawcę, a jednocześnie aby egzaminator był bezpieczny, to najlepiej jak egzamin zakończy się wynikiem pozytywnym. Osoba egzaminowana jest zadowolona więc nie złoży skargi, bo po co? Organ nadzoru zazwyczaj omija szerokim łukiem kontrole takich egzaminów, więc teoretycznie sytuacja idealna dla wszystkich.

Pytanie jedynie czy oby na pewno? Czy tak powinna wyglądać nasza praca? Czy oby nie wpływa to niekorzystnie na bezpiecześntwo ruchu drogowego? Szczegółowe wytyczne dotyczące przeprowadzania egzaminów, zakładają sprawdzenie kwalifikacji osoby egzaminowanej, tj. wykonania podstawowych manewrów na drodze. Czy osoba, która uzyska wynik pozytywny, a jej umiejętności nie zostały odpowiednio sprawdzone gwarantuje bezpieczne poruszanie się po drogach ? Uważam, że jest to pytanie czysto retoryczne. Właściwe przygotowanie kandydata na kierowcę, a następnie prawidłowe zweryfikowanie jego kwalifikacji podczas egzaminu państwowego, daje cień nadziei, że taki kierujący będzie bezpiecznie poruszał się samodzielnie po naszych drogach.

Oczywiście zgodzę się, że pewnych umiejętności nabywamy w praktyce, każdy przejechany kilometr po drogach doskonali  kierującego. Nie ma lepszej metody nauki niż praktyka. Uważam natomiast, że aby bezpiecznie przejść do samodzielnego szlifowania umiejętności kierowania pojazdem, kandydat na kierowcę musi poznać i opanować najpierw podstawy. Takie właśnie podstawy są i powinny być wymagane m.in w trakcie praktycznej części egzaminu państwowego. Nie można zgodzić się z teoriami, że wymagania na egzaminach są wygórowane. Umiejętności jazdy różnymi rodzajami dróg oraz manewrowania pojazdem stanowią podstawę, bez opanowania której żaden kierujący nie powinien się samodzielnie poruszać z uwagi na fakt, że będzie stanowił zagrożenie dla siebie i innych. Także popularne tłumaczenie, że liczne niepowodzenia w trakcie egzminów są efektem stresu, a nie świadczą o braku umiejętności, nie mają racji bytu.

Każdy psycholog powie, że stres działa motywująco na człowieka, pod warunkiem jednak, że nie będzie nadmierny, a taki pojawia się m.in. w sytuacji braku kwalifikacji. Poziom stresu jest bowiem odwrotnie proporcjonalny do posiadanych umiejętności. Zatem stres jest zjawiskiem normalnym i towarzyszy wielu sytuacjom w życiu codziennym i działa wręcz motywująco. Pod warunkiem jednak, że dana sytuacja nas zwyczajnie nie przerasta tzn. że jesteśmy odpowiednio do niej przygotowani. Nadto uważam, że każdy rozsądnie myślący egzaminator potrafi rozróżnić błąd zdającego wynikający ze zdenerwaowania, od poniekąd identycznego wynikającego z braku umiejętności. 

Egzaminator jest jednym z trybików w systemie szkolenia i egzaminowania kandydatów na kierowców. Zrozumiałe jest, że jest również człowiekiem i ma swoje odczucia i odruchy. Ocenianie innych nie jest rzeczą łatwą. Dlatego powinniśmy pracować przede wszystkim zgodnie z własnym sumieniem, a także zgodnie z obowiązującym stanem prawnym. Nie dajmy manipulować sobą i nie starajmy się zaspokajać oczekiwań. My nie świadczymy usług na wolnym rynku, nie działamy, a przynajmniej nie powinniśmy działać w warunkach konkurencyjnych. Pogoń za pieniądzem pewnych grup, z którymi musimy współpracować w naszym środowisku, a także pewne oczekiwania osób przystępujących do egzaminów doprowadziły do patologicznej sytuacji w której część naszych kolegów zgubiła ideę naszej pracy. Praca pod dyktando oczekiwań naszych przełożonych i osób egzaminowanych wypacza sens naszej misji. Nasz zawód jest zawodem zaufania społecznego, to my gwarantujemy społeczeństwu, że człowiek odbierający prawo jazdy w urzędzie posiada odpowiednie kwalifikacje do samodzielnego kierowania pojazdem. To nasza ocena przekłada się na bezpieczeństwo na naszych drogach. W innym przypadku wyniki egzaminów moża byłoby, równie prawidłowo ustalić metodą losową. 

Przedstawiona sytuacja nie powinna była się wydarzyć. Dlaczego się wydarzyła? Bo była to jedyna droga do częściowego chociaż ukrócenia patologi w systemie. Nie może być tak, że egzaminatorzy pracujący w sposób naganny będą pouczali innych, rzetelnie pracujących. Nie może być tak, że tacy egzamiatorzy będą najlepiej opłacani, doceniani i premiowani z uwagi na swoją tzw. efektywność. Nie może być tak, że to oni będą stawiani za wzór, bo wmawia się nam, że my odpowiadamy za wynik finansowy ośrodka, że to my musimy wypracować zysk dla ośrodka, bo ośrodek ma zobowiązania finansowe. W Łodzi powiedzieliśmy dość tego, nie ma naszej zgody na nakręcanie spirali śmierci na naszych drogach. Nie godzimy się na to, aby po naszych drogach jeździły osoby, bez odpowieniego przygotowania, a jednocześnie osoby posiadające wymagane kwalifikacje uzyskiwały wyniki negatywne, tylko dlatego, że egzaminator musiał nadrobić opóźnienie wynikające z nadmiaru zaplanowanej pracy.

Kwestie finansowe ośrodków egzaminowania nie mogą stanowić problemu egzaminatorów. Jeśli ośrodki rzeczywiście generują straty, tak jak nam jest to przedstawiane, to znaczy, że są zwyczajnie źle zarządzane, a odpowiedzialności za to z całą pewnością nie ponoszą egzaminatorzy. Naszym obowiązkiem jest rzetelnie i bezstronnie przeprowadzać egzaminy, a ich planowana liczba powinna być dopasowana do naszych możliwości, nigdy odwrotnie. Dyrektorzy niektórych ośrodków egzaminowania chętnie mówią o nich w ujęciu biznesowym, nazywają siebie menedżerami, osoby egzaminowane nazywają klientami, tłumaczą nam jak ogromną odpowiedzialność ponoszą etc. Zatem to w ich zakresie obowiązków leży dbanie o właściwy wynik finansowy, to oni są z niego rozliczani, a także w związku z nim nagradzani. W wielu WORDach jednak, przez ostatnie 20 lat ich istnienia, odpowiedzialność za finanse została sprytnie przeniesiona na egzaminatorów, co stanowi swego rodzaju kuriozum, którego ofiarą padł właśnie egzaminator przeprowadzający omawiany egzamin.

Dziś niestety nie ma On już wsparcia wśród przełożonych, a wręcz przeciwnie. Dyrektor ośrodka uznał, że należy wypowiedzieć mu dotychczasowe warunki umowy o pracę z uwagi na fakt, że po ponad 10 latach współpracy utracił do niego zaufanie. Równolegle prokurator prowadzi śledztwo w tej sprawie, co oznacza, że zachowanie egzaminatora może być w skrajnym przypadku zagrożone karą do trzech lat pozbawienia wolności. Dziś egzaminator został pozostawiony sam sobie. Pytanie więc czy warto podejmować takie ryzyko? Czy warto traktować egzaminy jak biznes ośrodka, kosztem jakości ich przeprowadzania? Na to pytanie każdy egzaminator musi odpowiedzieć sobie sam.

__________________

Artykuł pod oryginalnym tytułem "Efektywny egzaminator, czyli historia unieważnionego egzaminu." ukazał się nakładem kwartalnika "Bezpieczny Kierowca" w numerze jesień-zima 2018 (22). Publikacja za zgodą Autora i Wydawcy.

Serwis wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu utrzymania sesji zalogowanego Użytkownika, gromadzenia informacji związanych z korzystaniem z serwisu, ułatwienia Użytkownikom korzystania z niego, dopasowania treści wyświetlanych Użytkownikowi oraz tworzenia statystyk oglądalności czy efektywności publikowanych reklam. Użytkownik ma możliwość skonfigurowania ustawień cookies za pomocą ustawień swojej przeglądarki internetowej. Użytkownik wyraża zgodę na używanie i wykorzystywanie cookies oraz ma możliwość wyłączenia cookies za pomocą ustawień swojej przeglądarki internetowej.