Czy rzeczywiście e-learning musi oznaczać największą skuteczność? Niekoniecznie. Owszem, metoda ta posiada wiele zalet. Można nawet powiedzieć, że ma ona pewien wydźwięk rewolucyjny. (...) Jednak warto w tym momencie zadać sobie następujące pytanie: Czy każda rewolucja przynosi pozytywne owoce?
E-learning to wyrażenie, które jeszcze kilka lat temu mogło nastręczać wiele problemów interpretacyjnych. W globalnym świecie język angielski tak powszechnie wchodzi do języka polskiego, że nawet osoby, które nie miały okazji się jego uczyć, zaczynają rozumieć obco brzmiące słowa. Według Wikipedii e-learning oznacza uczenie się na odległość z wykorzystaniem sieci komputerowych i Internetu, a ściślej wspomaganie procesu dydaktycznego za pomocą technologii komputerowej. Dzięki tej metodzie można ukończyć kurs, warsztat dydaktyczny, szkolenie, a nawet studia bez konieczności fizycznej obecności w sali wykładowej. Nie ulega wątpliwości, że e-learning jest bardzo przydatnym narzędziem uzupełniającym tradycyjny proces nauczania.
Z metody tej korzysta bardzo dużo ośrodków akademickich w Polsce. Organizuje się studia na odległość, tak aby ułatwić studentom zdobywanie wiedzy. Argumentem przemawiającym za takim systemem nauczania jest możliwość korzystania z materiałów wykładowych i ćwiczeniowych w dowolnym czasie i miejscu. Wyznaczane są terminy, w których wykładowca pozostaje do dyspozycji studenta. Jest to czas na ewentualną wymianę myśli, wysłuchanie wykładu „na żywo”,czy rozwiązanie określonych zadań. Drogą internetową następuje przykładowo wymiana prac naukowych: licencjackich, magisterskich, a także referatów, publikacji itp. Z kolei zaliczenia przedmiotów odbywają się najczęściej w formie bezpośredniego kontaktu wykładowcy i studenta, co wydaje się być kwestią naturalną i oczywistą. Zarówno wykładowca, jak i student nie mogą do końca być dla siebie postaciami wirtualnymi. Zaliczenie przedmiotu czy zdanie egzaminu powinno mieć swoją rangę. Przybycie słuchacza, studenta do macierzystej jednostki uczelnianej powinno w tym przypadku oznaczać rzetelną weryfikację zdobytej wiedzy.
Wiele uczelni lub firm szkoleniowych proponując studiowanie w formie e-learningu, nie pokazuje tzw. drugiej strony medalu. Logika takiego postępowania nastawiona jest najczęściej na efekt marketingowy, którego głównym celem jest pokazanie wyłącznie ułatwień związanych z procesem nauczania. Nikt w takiej sytuacji nie podnosi „drażliwego” tematu okoliczności i warunków w jakich ten proces może się odbywać. A trzeba podkreślić, że bywają (co oznacza, że nie musi to być reguła) przypadki, kiedy student siedząc zmęczony po całym dniu pracy przed monitorem komputera, popija sobie napój z „procentami”, wykonując dodatkowo wiele innych czynności, jak na przykład: czatowanie ze znajomymi, odpowiadanie na zalegle maile, a także zwykłe prace domowe. Czy w takiej sytuacji można mówić o efektywności szkolenia e-learningowego, kiedy osoby po przeciwnych stronach są właściwie anonimowe i jedna nie wie co tak naprawdę robi druga?
Czy rzeczywiście e-learning musi oznaczać największą skuteczność? Niekoniecznie. Owszem, metoda ta posiada wiele zalet. Można nawet powiedzieć, że ma ona pewien wydźwięk rewolucyjny. Używając nowoczesnego języka PR – owego powiemy, że jest ona trendy. Jednak warto w tym momencie zadać sobie następujące pytanie: Czy każda rewolucja przynosi pozytywne owoce? Doświadczeni pedagodzy z pewnością potwierdzą, że bezpośredni kontakt nauczyciela z uczniem pozwalał i nadal pozwala zintensyfikować proces nauczania. Kontakt taki (w przypadku branży OSK) umożliwia zwrócenie uwagi wykładowcy na: najistotniejsze kwestie związane z bezpieczeństwem w ruchu drogowym oraz ukształtowanie dobrych nawyków podczas jazdy samochodem. Żywe słowo, emocje, ekspresja wypowiedzi mają nieocenioną siłę w kształtowaniu określonych postaw. Czy warto więc odwracać się od tradycyjnych sposobów nauczania? Czy nie jest bardziej bezpiecznym zaufanie metodom, które pomimo swojej klasycznej formuły, są sprawdzone? Czy nie istnieje ryzyko, że możliwość wprowadzenia metody e-learningowej do szkolenia kandydatów na kierowców nie stworzy okazji do zarabiania „dużych” pieniędzy przez producentów odpowiednio przygotowanych oprogramowań? Nie można nikomu zakazać zarabiania na profesjonalnych materiałach dydaktycznych. Trzeba jednak mieć świadomość, że powszechność metody e-learningowej może być początkiem zanikania kunsztu, a tym samym etosu i autorytetu pedagogicznego instruktora nauki jazdy.
Niewątpliwie, komputer i Internet są narzędziami bardzo pomocnymi w pracy dydaktycznej. Niestety, człowiek XXI w. coraz bardziej skłonny jest poddawać się pokusie lenistwa, wykorzystując narzędzia informatyczne w sposób, który przewyższa jego własny wkład intelektualny. W przypadku szkolenia kandydatów na kierowców może okazać się, że wykładowcy będą traktowali swoich kursantów w sposób stricte instrumentalny. Kursant będzie jedynie wirtualnym partnerem po drugiej stronie monitora. Istnieje tutaj ryzyko zatracania prawdziwych walorów klasycznej pedagogiki, dydaktyki. Owszem, taki kontakt jest bardzo wygodny (jak już wcześniej nadmieniałem). Jednak czy wykładowca zawsze będzie miał pewność, że konkretny kursant – pan X lub pani Y - samodzielnie rozwiążą zadania, które zostaną przed nimi postawione? W końcu ktoś może za nich wykonać określone ćwiczenia, co oczywiście będzie trudne do zweryfikowania. System, niezależnie od tego, kto rozwiązywał przed komputerem konkretne zadania, mimo wszystko potwierdzi, że to właśnie pan X lub pani Y prawidłowo zaliczyli test, który z założenia powinien być weryfikatorem przestudiowanej wiedzy.
Żyjemy w czasach, w których mamy coraz więcej obowiązków, coraz więcej przysłowiowych spraw na głowie. Tempo życia jest nieubłagalne. Jest to efekt czasów globalizacji, które dopingują nas do stawania się coraz bardziej lepszymi, doskonałymi. Coraz mniej czasu przeznaczamy na wypoczynek, relaks, które to czynniki determinują nasz stan psychofizyczny. Rynek ekonomiczny stara się być elastyczny w stosunku do tzw. potrzeb klientów, którzy są jego najważniejszymi graczami. Powstają nowe produkty, nowe usługi tylko po to, aby zadowolić zarówno zwykłe, codzienne potrzeby ludzi, jak również te najbardziej dziwne i zróżnicowane. Tego rodzaju myślenie pokazuje, dlaczego między innymi powstał e-learning. Jest to potrzeba czasów współczesnych. Jak jednak uczyć przepisów ruchu drogowego, jak kształtować nawyki bezpiecznej jazdy, jak uczyć kultury, etyki w ruchu drogowym? Czy e-learning może być gwarantem szkolenia jakościowego? Wykonanie tego zadania wydaje się dość trudne. Określonym schematem ukształtowanym przez świat wirtualny, trudno jest wypracować konkretne sposoby ludzkich zachowań.
Weźmy pod uwagę może skrajny przypadek, ale możliwy do wystąpienia w praktyce. W Polsce dużą część szkół nauki jazdy stanowią podmioty małe, często jednoosobowe. Instruktorzy niejednokrotnie pracują dłużej, aniżeli jest to przewidziane przepisami prawnymi. Czy przemęczony instruktor, wykładowca będzie w stanie późnymi wieczorami lub nawet w nocy efektywnie realizować szkolenie e-learningowe ze swoimi kursantami? Każdemu kursantowi (podobnie jak podczas szkolenia praktycznego) powinno się w takiej sytuacji indywidualnie poświęcić czas. Czy nie jest prostszym rozwiązaniem zorganizowanie zajęć teoretycznych dla wszystkich kursantów raz lub dwa razy w tygodniu? Opinie mogą być tutaj różne. Trzeba mieć tego świadomość. Jedni powiedzą, że wygoda tej metody jest najwyższym argumentem, gdyż wolą przykładowo pracować w nocy, rano lub po południu. Inni stwierdzą, że jest to doskonała metoda zastępcza dla tych, którzy nie lubią wystąpień publicznych. Innym argumentem będzie to, że organizacja tradycyjnego wykładu jest elementem motywacyjnym dla instruktora, który jako autorytet może wystąpić przed tzw. „publicznością”, a więc wypadałoby w tej sytuacji zadbać o swój wygląd zewnętrzny, image.
Metody pozwalające na stosowanie technik informatycznych mogą wyeliminować tradycyjne metody nauczania oparte na słowie. Istnieje tutaj ogromne ryzyko. Słowo ma przecież wymiar aksjologiczny, ma swoją wartość, znaczenie. Słowo ma konkretną siłę, ekspresję, co powinno motywować do zadumy, refleksji na temat, np. skutków wypadków drogowych, konsekwencji nieprzemyślanych i niebezpiecznych zachowań za kierownicą. Należy się zgodzić z tym, że obraz komputera też może wywołać emocje – większe lub mniejsze. Z drugiej strony trzeba zrozumieć, że nie każdy jest krasomówcą i nie wszyscy wykładowcy w sposób przekonywujący będą prowadzić zajęcia. Jednak rzetelnemu wykładowcy zawsze będzie towarzyszyła motywacja do samodoskonalenia się. Będzie robił wszystko, aby pomimo różnorodnych niedociągnięć, wzbogacać swoje zajęcia metodami multimedialnymi. Multimedia są doskonałym uzupełnieniem słowa mówionego. Nie ma nic gorszego, kiedy wykładowca staje przed kursantami i zaczynać czytać ustawę prawo o ruchu drogowym. Niestety, na wykładach często czyta się młodym adeptom jazdy samochodem mało zrozumiały i nieprzekonywujący tekst prawny, z którym mogliby mieć kłopoty nawet studenci kierunków prawniczych. Być może przykład jest nazbyt przesadzony, ale obserwacja branży pozwala na sformułowanie wniosku, że w polskich szkołach jazdy taki model nauczania istnieje. Trzeba o tym mówić, nawet wówczas, kiedy fakty nie są przyjemne. Ale właśnie dzięki dyskusji na ten temat, należy promować najlepszych wykładowców, którym zależy na podnoszeniu swoich kwalifikacji, a tym samym własnej marki i prestiżu.
dr inż. Paweł Żuraw
właściciel Ośrodka Szkolenia Kierowców „ŻURAW” w Świdnicy,
pracownik naukowo-dydaktyczny Społecznej Akademii Nauk w Łodzi, Wydział Zamiejscowy w Świdnicy,
instruktor nauki jazdy kat. A, B, C, D, instruktor techniki jazdy,
egzaminator kandydatów na kierowców kat. B.