Zmiany w Dyrektywie Unijnej 2006/126/WE: kierowcy, u których zdiagnozowano nieleczony bezdech senny, stracą prawo jazdy. Dotyczy to cierpiących zarówno na umiarkowaną, jak i na ciężką odmianę tej choroby.
Nie ma bezdechu bez chrapania, choć nie każdy kto chrapie cierpi na bezdech. Według szacunków, w Polsce na bezdech senny cierpi około 1,5 mln Polaków. To zaburzenie polega na czasowym powstrzymywaniu oddechu podczas snu. Bardzo często zdarza się, że osoba cierpiąca na tą dolegliwość nawet nie jest tego świadoma.
Niemiecki ADAC (coś na kształt polskiego Automobilklubu, jedna z największych organizacji tego typu na świecie) od dawna przygląda się zdrowiu kierowców, którzy spowodowali wypadki. Z badań wynika, że ponad 40 proc. sprawców cierpi na bezdech. Następstwem tej choroby ma być osłabienie koncentracji, wydłużenie czasu reakcji, częściej zdarzają się zawały i udary mózgu.
Organizm, który źle oddycha jest niedotleniony, problemy ze snem rzutują na formę psychofizyczną. Założona w 1947 roku amerykańska organizacja AAA Foundation for Traffic Safety zajmująca się problematyką bezpieczeństwa w ruchu drogowym w USA wyliczyła, że osoby cierpiące na bezdech powodują aż 21 proc. wypadków śmiertelnych!
Przepisy dyrektywy mają swoje odzwierciedlenie w polskich przepisach. Kandydaci na kierowców albo kierowcy podczas badań lekarskich, którzy nie udowodnią, że się leczą - będą mogli pożegnać się z marzeniami o uprawnieniach albo z prawem jazdy w ogóle!