Wszystko zależy od predyspozycji ucznia, a może jest złota metoda dla wszystkich? Czy pierwsza godzina nauki praktycznej to dobry moment, żeby wyjechać "elką" z kursantem na miasto?
"Na pierwszej lekcji, pierwszy raz w fotelu kierowcy, ręce mi się trzęsły, odchodziłam od zmysłów po przekręceniu kluczyka, a to był dopiero początek. Chwilę po tym jak nieświadoma co się dzieje wprowadziłam koła w ruch usłyszałam, że jedziemy na miasto. Myślałam że wysiądę i ucieknę. Mimo, że wszystko potoczyło się pomyślnie, nikt nie został ranny, cała i zdrowa wróciłam na plac szkoły jazdy, to dziś nie mogę powiedzieć że dobrze wspominam swoje pierwsze chwile za kierownicą. Przez pewien czas była to dla mnie trauma"
Powyższa wypowiedź to fragment wspomnień świeżo upieczonej właścicielki prawa jazdy, z którą rozmawiał L-instruktor o jej pierwszych skojarzeniach z nauką jazdy na jej początkowym etapie. Dzięki temu pojawiło się pytanie - kiedy kursant powinien rozpocząć swoją przygodę z obsługą i z jazdą samochodem i czy pierwsza godzina zajęć praktycznej części kursu jest na to właściwym momentem? Zapytaliśmy instruktorów o ich praktykę w tym zakresie.
"Pierwsza godzina jazdy nie jest zazwyczaj odpowiednia by wyjeżdżać na miasto" - rozpoczyna rozmowę z L-instruktorem Michał Szypura, kierownik OSK "Rotrans" z Niska. "Oczywiście wiele zależy od predyspozycji kursanta, zwykle dobry moment to druga, trzecia godzina kursu praktycznego" - dodaje. "Podkreślam, że mówię o włączeniu się do ruchu na drodze publicznej, a nie pakowaniu się w środek szczytu komunikacyjnego. Nasza szkoła znajduje się na prowincji więc akurat z tym nie ma większego problemu" - mówi instruktor. Michał Szypura zwraca też uwagę na to, że długa jazda na placu nie jest dobrym rezultatem, bo nic tak nie oswaja z samochodem jak włączenie drugiego czy trzeciego biegu. "Ruszanie i skręcanie kursanci zwykle opanowują bardzo szybko, ale chwila jazdy na trójce, około 50 km/h dopiero pozwala tak naprawdę zapoznać się z autem" - wyjaśnia. Na pytanie o charakter predyspozycji, które decydują o problemach związanych z kierowaniem na początku nauki Szypura ma prostą odpowiedź: "chodzi o to samo, co się wiąże z obsługą urządzeń. Samochód to przecież urządzenie. Jeśli ktoś ma problem z obsługą na przykład miksera, to będzie miał na początku problem z jazdą. Jeśli ktoś nie jest w stanie skupić się na drodze tylko szuka wzrokiem pedału gazu, hamulca, to znaczy że jeszcze nie jest gotowy na wyjazd z placu" - podsumowuje.
Nieco innego zdania jest Grzegorz Drzewiecki, instruktor, właściciel szkoły jazdy z Wałbrzycha. "Z kursantem często jak z dzieckiem, powinno się je wrzucić do wody i poczekać aż zacznie pływać" - stwierdza odważnie. "To zależy od kursanta, ale tych co się najbardziej boją trzeba właśnie jak najszybciej zabierać do miasta. Jeśli się to zaniedba i nie przełamie tego strachu to potem zajmie mnóstwo czasu przyzwyczajenie do jazdy w ruchu miejskim" - dodaje, ale jednocześnie zwraca uwagę na niemałą rolę instruktora na początkowym etapie oswajania się z autem. "Dobry instruktor jest w stanie z prawego fotela poprowadzić samochód i robić za kursanta absolutnie wszystko, łącznie z obsługą kierunkowskazów" - mówi Grzegorz Drzewiecki, którego zdaniem skok na głęboką wodę daje szansę na szybkie pozbycie się jakichkolwiek lęków. "Dużo ludzi się boi, zdarza się że niektóre osoby są przerażone każdym mijającym ich pojazdem, wczesny wyjazd na miasto pozwala się wcześnie przed tym uzbroić" - zaznacza.
A jakie są Twoje doświadczenia? Podziel się nimi z nami i innymi Czytelnikami L-instruktora!