Obserwując posiedzenia Sejmowej Komisji Infrastruktury, czytając różnego rodzaju wypowiedzi i argumenty dotyczące przyszłego modelu szkolenia kandydatów na kierowców, zadaję sobie następujące pytanie: Ku jakiej przyszłości zmierzamy? Autorom reformatorskich pomysłów nie można zarzucać złych intencji oraz działanie z premedytacją ukierunkowane na zrobienie czegoś przeciwko czemuś i komuś. Nie można i raczej nie wypada przecież od razu snuć podejrzeń. W swoim toku rozumowania staram się kierować zasadą zaufania, według której ludzie posiadający władzę decydowania o kształcie określonych systemów, branż, dziedzin życia, a co za tym idzie, przede wszystkim prawa, mają na celu realizację określonego dobra. Chcę wierzyć, że wypełniają oni wobec społeczeństwa misję służby. Chcę im wierzyć i zaufać, bo przecież oni powinni wiedzieć czego ja, jako obywatel pragnę, czego potrzebuję i co dla mnie jest ważne, aby naprawdę żyło mi się lepiej.
Ale czy aby nie jestem idealistą? Czy nie jestem za bardzo wierzący i ufający, że ktoś o mnie może troszczyć się bezinteresownie? A może jestem naiwny w swojej logice myślenia? Mam świadomość tego, że na twarzy niejednego Czytelnika może pojawić się w tym momencie uśmiech, będący niejako odpowiedzią na powyższe pytania. Moje celowe wprowadzenie Państwa w stan lekkiej konsternacji, zdziwienia miało na celu pokazanie czego oczekuje, a może lepiej użyć stwierdzenia, czego powinien oczekiwać obywatel od decydentów, którzy mają wpływ na jego codzienne życie.
Ostanie poprawki do noweli ustawy o kierujących pojazdami pokazały, że życie lubi zaskakiwać. Czasami lubimy snuć plany, debatować nad przyszłością, robić analizy, prowadzić badania, a tu nagle, może okazać się, że kilka magicznych słów jest w stanie zmienić całą rzeczywistość. Takimi magicznymi zwrotami są przykładowo następujące pojęcia: „społeczeństwo obywatelskie”, „model europejski”, „model brytyjski”. Zgodzę się z tym, że wyrażenia te mają pewien wydźwięk trendu, nowoczesności, a może nawet poprawności politycznej. Są na czasie, więc są słowami kluczami, które otwierają wszystkie drzwi. Mają ogromną siłę przebicia, gdyż w ich obliczu inne argumenty tracą swą wartość i moc.
W noweli omawianej ustawy to właśnie te zwroty były tzw. koniem trojańskim, który sprawił, że dalsza dyskusja na temat zasadności obowiązku przykładowo prowadzenia zajęć teoretycznych na kursach prawa jazdy, stała się bezprzedmiotowa. Ktoś może się zdziwić, ale jest to sprytna polityczna sztuczka, będąca zarazem asem w rękawie zręcznego gracza. Nie chcę oczywiście nikogo oskarżać czy pomawiać, ale zachęcam do refleksji i uczciwej, obiektywnej analizy nad procedowanym prawem.
Ewolucja reformowanej ustawy o kierujących pojazdami pokazuje, jak bardzo w swoich założeniach my wszyscy, którzy tworzymy to prawo, jesteśmy niekonsekwentni. Przywołam tutaj słowo z pierwszych akapitów niniejszego tekstu. Jest nim „idealizm”. Tworząc nową ustawę wierzyliśmy i ufaliśmy, że dzięki niej jesteśmy w stanie stworzyć prawie idealnego kierowcę. Mieliśmy nadzieję, że może w końcu uda się coś zrobić z tym naszym polskim bezpieczeństwem. Jako obywatele dojrzeliśmy do nowych wyzwań. Dzięki ustawie stworzyliśmy ramy, które pozwalały nam – szkoleniowcom, egzaminatorom, kierowcom – być bardziej zdyscyplinowanymi. My, Polacy bardzo potrzebujemy dyscypliny. W naszej kulturze i mentalności liberalizowanie prawa nie zawsze wychodzi nam na dobre. Niestety, dalecy jesteśmy od poszanowania prawa. Normy prawne przykładowo w mentalności wielu polskich kierowców niekiedy nic nie znaczą, a przykładów dowodzących tej tezie jest mnóstwo.
Mieliśmy nadzieję, że nowa, tajna baza pytań w końcu zmotywuje kursantów do rzetelnej nauki przepisów ruchu drogowego. Przecież każdy z nich stara się o prawo… uwaga!, prawo do poruszania się po drogach. Słowo „prawo” sugeruje, że ktoś zdobył konkretną i fachową wiedzę na dany temat. Prawo jest zatem bardzo zobowiązujące, ma określoną wartość. Jak zatem można być posiadaczem prawa… jazdy nie mając często pojęcia jakie jest źródło określonych zachowań na drodze? Podejrzewam, że spora grupa kierowców nie spotkała się z aktem normatywnym, jakim jest ustawa – Prawo o ruchu drogowym. Jestem realistą i wiem, że nie każdy musi urodzić się prawnikiem, jednak uważam, że żyjąc w tzw. państwie prawa wypadałoby poznać chociaż podstawy norm regulujących funkcjonowanie jednostki w społeczeństwie.
Ten brak kultury prawnej, a zarazem brak promocji prawa sprawia, że jako społeczeństwo jesteśmy bardzo nieświadomi wielu różnych, podstawowych aspektów życia. Prawo drogowe reguluje zasady, których znajomość powinna z definicji gwarantować nasze bezpieczeństwo. Planowane odtajnienie bazy pytań, w świetle poruszanej przeze mnie problematyki, nie jest optymistyczną zapowiedzią. Ambitne założenia, że kursanci zaczną zgłębiać przy pomocy profesjonalnych wykładowców tajniki prawnych zawiłości ruchu drogowego spaliły na przysłowiowej panewce. Szkoda, bo znów zaczynamy iść na łatwiznę. Kursanci będą ponownie czytali komiksy, pt. „Testy na prawo jazdy”. Owe komiksy dla wielu kandydatów będą podstawowym i chyba raczej jedynym źródłem wiedzy. Nie dziwmy się więc, że będziemy „produkowali” kierowców – automatów, którzy nie będą posiadali rzetelnej wiedzy z zakresu ruchu drogowego.
Jednocześnie zachęcam wszystkich do oglądania w telewizji programów, w których przedstawione są kontrole ruchu drogowego. Jest to doskonały materiał do obserwacji i uczenia się, jak nie należy postępować za kierownicą. Przyznam szczerze, że podziwiam ten spokój i cierpliwość policjantów, którzy swoją postawą odgrywają dla potrzeb programu rolę przyjaznych i miłych dla obywatela funkcjonariuszy, któremu niejednokrotnie należałoby porządnie przemówić do rozsądku. Tłumaczenia kierowców są często (przepraszam za wyrażenie) idiotyczne. Jest to pokłosie (niestety) niezbyt efektywnego systemu szkolenia, który w myśl proponowanych, nowych przepisów zostaje coraz bardziej puszczony na przysłowiowy żywioł.
Osobiście jestem życiowym optymistą, ale patrząc na plany tworzone de facto (nie obrażając nikogo) przez ludzi, którzy praktycznie nie mają żadnego przygotowania i doświadczenia w zakresie eksperctwa z dziedziny ruchu drogowego stwierdzam, że przyszłość szkolenia i egzaminowania nie wzbudza pozytywnych emocji.
Szanowni Państwo
Może będę w tym momencie niekulturalny, może nawet brutalny, ale powiem szczerze: decydenci nie liczą się z nami - szkoleniowcami. Jako instruktorzy jesteśmy niewiele znaczącą grupą. Nie jesteśmy partnerami do dyskusji. Nie istnieje tutaj wspólny głos wobec naczelnego problemu jakim jest bezpieczeństwo na drogach.
W oczach tzw. „władzy” nie jesteśmy elitą, z którą należałoby się liczyć. Nie jesteśmy dostatecznie silną grupą lobbystyczną, która mogłaby na partnerskich zasadach partycypować w strategicznych rozwiązaniach dla naszej branży. Nie jesteśmy silną grupą kapitałową wzbudzającą respekt i szacunek. Czasami nawet można odnieść wrażenie, że jesteśmy jedną czarną masą, która traktowana jest jako przeszkoda w realizacji określonych celów przez „możnych tego świata”.
W Polsce każdy uzurpuje sobie prawo do miana autorytetu z zakresu ruchu drogowego. W tej materii każdy potrafi mędrkować, przekładać nie poparte profesjonalizmem argumenty w imię „niby” szczytnych ideałów. Oj, chyba zagalopowaliśmy się w tym wszystkim. Być może chcemy zrobić coś dobrego, ale tak naprawdę jesteśmy zbyt słabi. Nie jesteśmy efektywni, nie potrafimy, nie mamy siły przebicia. Ale czy patrząc obiektywnie nie jesteśmy sami sobie winni? To właśnie między innymi w naszym środowisku zagnieździł się problem patologizacji bezpieczeństwa w ruchu drogowym. Patologizacja? Aż tak agresywnie? Tak! Nie bójmy się tego powiedzieć! Nie miejmy skrupułów, żeby przyznać się do własnych błędów. Zbyt daleko odeszliśmy od ideału. To właśnie w branży OSK w ramach źle pojętej przedsiębiorczości i likwidowania bezrobocia stworzono pole manewru do funkcjonowania pseudo szkół jazdy, które oferują kursy za 800 zł. Totalna patologia, totalna kpina z bezpieczeństwa, sprzeniewierzenie idei jakości, dobrych praktyk w biznesie
i uczciwej konkurencji.
Czy nowa reforma szkolenia kandydatów na kierowców nie otwiera olbrzymich możliwości dla rozwoju źle rozumianej kreatywności?
Pamiętajmy, że spryciarze, cwaniacy i tzw. „cinkciarze” zacierają już ręce z myślą, jak tutaj będzie można ubić tzw. interes i (przepraszam za wyrażenie) udawać prowadzenie działalności gospodarczej w postaci szkolenia kandydatów na kierowców. Sądzę (abym się mylił), że w Polsce nie ma warunków do funkcjonowania profesjonalnych ośrodków szkolenia kierowców. Może brzmi to nazbyt radykalnie, ale istnieje przyzwolenie, aby właśnie w tej branży, gdzie tak naprawdę stawką jest ludzkie życie, bylejakość wypierała jakość. Do zawodu instruktora i wykładowcy często trafiają przypadkowe osoby, często bez predyspozycji pedagogicznych, bez fachowej wiedzy prawnej, nie posiadający wrażliwości i świadomości bezpieczeństwa. Właśnie na to wszystko istnieje przyzwolenie. Nie ma rzetelnej weryfikacji. Instruktor w opinii publicznej to niestety często osoba kojarzona z papierosem w ustach, w podkoszulku, jeżdżąca w brudnej „L-ce”, z krzywo umieszczonym plafonem na dachu, aucie poobijanym, bez kołpaków, itp.
Faktycznie, może przesadziłem z tym opisem, ale mam świadomość tego, że niekiedy taki właśnie obraz wpisuje się w polską rzeczywistość szkolenia. Dlatego chciałbym przeprosić wszystkich porządnych, uczciwych i rzetelnych szkoleniowców ceniących sobie zasady etyki biznesu. Nie chcę być w swoich opiniach niesprawiedliwy, ale obiektywny. Zależy mi, może nawet BARDZO, aby instruktor w społeczeństwie był osobą AUTORYTATYWNĄ, GODNĄ ZAUFANIA, SZANOWANĄ.
Szanowni i mili Państwo, nowelizowanie prawa drogowego w imię poszukiwania najlepszych rozwiązań jest zasadne, ale niech nie będzie zaskakujące. Chcę wierzyć, że decydenci wiedzą co robią. Chcę kibicować dobrym rozwiązaniom. Ale zastanówmy się, czy to „reformowanie” faktycznie służy autentycznej jakości, profesjonalizmowi i dobrze rozumianej nowoczesności. Chcę wierzyć, że nadejdą kiedyś czasy, że instruktor w społeczeństwie będzie mógł czuć się dumny z wykonywania swojego zawodu. Chcę również wierzyć, że z naszych twarzy zniknie zmęczenie częstymi i niespodziewanymi zmianami, apatia i marazm. Czy tak się stanie? Zobaczymy.
Serdecznie pozdrawiam