Tomasz Kulik (na zdj.) Absolwent warszawskiej "samochodówki" przy ulicy Włościańskiej. Posiada państwowe uprawnienia instruktora nauki jazdy, doskonalenia techniki jazdy i organizatora sportów popularnych PZM. Zrzeszony w Automobilklubie Polski. Oprócz kursantów, szkoli kaskaderów filmowych, aktorów, żołnierzy i funkcjonariuszy służb mundurowych. Pasjonat mechaniki, motoryzacji i jej historii. Były kierowca alarmowy wojskowej jednostki specjalnej. |
"Podchorąży w Dęblinie nie zaczyna lotów od MiGa 29, ale od Orlika i Iskry. Stopniowo przesiada się na samoloty coraz szybsze i większe. Tak samo powinno być w szkoleniu motocyklowym" - mówi Tomasz Kulik, właściciel ośrodka szkolenia motocyklowego Kulikowisko w rozmowie z Jolantą Michasiewicz
Jak długo jest pan instruktorem motocyklowym? Czy to wybór zawodu z zamiłowania właśnie do motocykli?
Jestem instruktorem motocyklowym od dwutysięcznego roku, co po uwzględnieniu przerwy na wojsko, daje dwanaście lat praktyki w szkoleniu kandydatów na motocyklistów. Ponieważ wyznaję zasadę, że pracę trzeba lubić i łączyć przyjemne z pożytecznym, zostałem instruktorem motocyklowym. Motocyklami interesuję się od dzieciństwa, więc połączenie pasji z pracą było naturalne.
Czy w Pana ośrodku trwają już kursy dla kandydatów na kierowców kat. A? Jak przebiegały przygotowania: plac manewrowy, pojazdy szkoleniowe, odzież dla kursanta?
Kursy motocyklowe w ośrodku gdzie pracuję trwają cały rok – mowa o zajęciach teoretycznych, zaś praktyka jest realizowana jak tylko śnieg i lód nie utrudniają jazdy. Średnio w roku spędzamy z kursantami dziewięć miesięcy na jazdach motocyklem. Mam przyjemność pracować w Automobilklubie Polski, gdzie od wielu lat OSK dysponuje pięknym rozległym placem, na którym można w bezpiecznych warunkach prowadzić szkolenie motocyklistów. Przygotowania placu ograniczyły się do wymalowania nowych zadań egzaminacyjnych i przygotowaniu nowego planu zajęć, uwzględniającego przede wszystkim bezpieczeństwo kursanta i instruktora. Co do pojazdów, to od dziesięciu lat szkoliłem na maszynach klasy 500 cm, jako jeden z kilku instruktorów w Warszawie. Oczywiście, tabor składał się z maszyn klasy 125, 250 i wspomniane 500 cm, a w związku ze zmianami przepisów, dołączyły maszyny klasy 650 cm. Nasi kursanci są na etapie zajęć teoretycznych instruowani na temat stroju ochronnego, więc tutaj nic nowego się nie pojawiło - nadal wymagamy butów motocyklowych bądź górskich powyżej kostki, obuwia wojskowego bądź innego dającego lepszą ochronę stopy i stawu skokowego niż typowe obuwie codzienne. Podobnie ze spodniami, kurtką i kaskiem - nic nowego się nie pojawiło, gdyż moi kursanci nie byli wpuszczani na motocykl z odsłoniętymi częściami ciała, bez względu na pogodę i temperaturę.
A towarzyszące tym przygotowaniom wątpliwości?
Odpowiedź: Największe wątpliwości towarzyszyły lekturze rozporządzenia w sprawie warunków technicznych pojazdów, które w brzmieniu 9 stycznia 2013 w skandaliczny sposób określa wymagania dla motocykli szkoleniowych. Przepis wprowadzony przez dyletanta bez prawa jazdy na motocykl - sprawdziliśmy - sprowadza zagrożenie na kursanta i instruktora, oraz uniemożliwia skuteczne wyszkolenie kandydata na motocyklistę. Z przepisu wynika wprost, że od pierwszej lekcji należy korzystać z motocykla o pojemności nie mniejszej niż 600 cm i mocy maksymalnej nie mniejszej niż 40 kW - dla kategorii A. Dla kategorii A2 minimalna pojemność wynosi 400 cm, zaś - tu odwrotnie - maksymalna moc nie może przekraczać 35 kW. Czyli popularny motocykl klasy 250 nie może być używany nawet do szkolenia w zakresie kategorii A2, gdyż... ma zbyt małą pojemność. Czyli jest bezużyteczny w OSK, bo wykracza poza parametry określone dla kategorii A1, ale nie osiąga wymaganych dla kategorii A2 i A.
|
Jednak najlepsze "przeboje" znalazłem w załączniku do rozporządzenia, który zawiera program szkolenia. Trudno o większe bzdury w całej polskiej legislacji! Program szkolenia teoretycznego nie przystaje do wiedzy inżynierskiej i warsztatowej, zaś nakazana metodyka jest opracowana przez kogoś, kto nigdy nie jeździł na motocyklu, ani nie prowadził zajęć z grupą słuchaczy. Program zajęć praktycznych - którego realizowanie sprawdza urzędnik podczas kontroli - zawiera błędy logiczne, merytoryczne i językowe. Ponadto jest opracowany tak, jak się pisze programy do pracy z grupą, czyli uśredniając pewne parametry. Tutaj jednak urzędnik nie wiedział, że każdy kursant jest inny, uczy się w innym tempie, przychodzi na kurs z inną wiedzą życiową, etc. Stąd równy podział godzinowy tematów zajęć, bez rozróżnienia, czy dany kursant uczy się szybciej czy wolniej, czy jest osobą wysportowaną czy mnie sprawną. To skandal i obraza zawodu instruktora! Do niedawna obowiązywał bardzo mądry dokument, jakim była "Charakterystyka absolwenta kursu" - załącznik do rozporządzenia, który dokładnie i rozsądnie określał, jakie umiejętności i wiedzę ma prezentować abiturient przed egzaminatorem, zaś rolą instruktora było dobieranie narzędzi metodycznych i ćwiczeń, by kursant nauczył się jeździć sprawnie i bezpiecznie. Obecnie mamy bełkot w programie szkolenia, uwłaczający kursantom i instruktorom, zaś resort udaje, że jest wszystko dobrze. Niestety, nie jest. Mamy zagrożenie zdrowia i życia kursanta.
Co do instruktorów, to nadal kandydat na instruktora nie musi umieć jeździć - nie ma sprawdzianu z jazdy, przed zakwalifikowaniem na kurs instruktorski, więc nada szkolić będą dyletanci bez własnego motocykla i doświadczenia... Co prawda wprowadzono zajęcia w ODTJ dla uczestników kursu dla kandydatów na instruktorów nauki jazdy, ale obawiam się, że będą to zmarnowane zajęcia w przypadku osób, które posiadają stosowne prawo jazdy ale nie potrafią jeździć. Konieczne są egzaminy odsiewające osoby, które nie powinny zostać instruktorami nauki jazdy, egzaminy dopuszczające do kursu instruktorskiego, tak jak dzieje się to w wielu dyscyplinach sportu - najpierw egzamin sprawdzający umiejętności a potem kurs instruktorski.
Mówi Pan, że instruktorzy i kursanci są skazani na maszyny, których warunki techniczne kompletnie nie odpowiadają warunkom bezpieczeństwa na szkoleniu, z uwagi na moc i masę, ale może właśnie taka decyzja poprawi bezpieczeństwo przyszłych motocyklistów na drogach? Często - gdy obserwujemy "wyczyny" motocyklistów na drogach - chcielibyśmy postawić sobie pytanie, czy ten motocyklista miał predyspozycje psychiczne? Czy nie powinien przed kursem przejść badań psychologicznych właśnie w tym zakresie? Może obowiązujące od 19 stycznia br. warunki techniczne motocykli szkoleniowych i późniejszy trudny egzamin wyeliminują z dróg motocyklistów, którzy są zagrożeniem dla BRD? Prosimy o Pana opinię?
Jestem wielkim zwolennikiem obecnej, nowej formy egzaminu praktycznego. Bardzo się cieszę, że zostały opracowane bardzo realne zadania egzaminacyjne, gdzie abiturient musi wykazać się opanowaniem podstawowych technik prowadzenia motocykla. Dotychczasowa forma egzaminu była żenująca, gdyż wymagania wobec zdających były zerowe. Dziś mamy na egzaminie to, co faktycznie spotyka nas na drodze: omijanie przeszkody, unikanie zagrożenia na torze kolizyjnym, przejazd ciasnym torem, manewrowanie w ograniczonej przestrzeni. Brawa dla autorów zadań egzaminacyjnych! Jednak okazuje się, że 90% instruktorów motocyklowych patrzy na to z przerażeniem, bo przez całe swoje życie zawodowe klepali nieśmiertelną "ósemkę", bez świadomości istnienia "Charakterystyki absolwenta kursu". Teraz sytuacja wyeliminuje niekompetentnych posiadaczy uprawnień instruktora motocyklowego.
Pyta Pani o warunki bezpieczeństwa - musimy rozróżnić dwie rzeczy: szkolenie i egzaminowanie. Podchorąży w Dęblinie nie zaczyna lotów od maszyny, jaka czeka na niego po promocji oficerskiej. Nie zaczyna lotów od MiGa 29, ale od Orlika i Iskry. Stopniowo przesiada się na samoloty coraz szybsze i większe. Tak samo powinno być w szkoleniu motocyklowym - dobór maszyny w trakcie szkolenia powinien wynikać z talentu i postępów kursanta. Normalnym jest zaczynanie szkolenia od maszyny klasy 125, by przesiąść się na 250, potem na pięćsetkę, zaś w momencie gdy opanuje materiał w stopniu zapewniającym bezpieczne obchodzenie się z motocyklem, wsiąść na odpowiednik motocykla egzaminacyjnego. Zakaz korzystania z motocykla mniejszego i słabszego niż wymagany styczniowym rozporządzeniem, kompromituje resort i jego urzędników.
Co do wyczynów motocyklistów na drogach, to nie ma to nic wspólnego ze szkoleniem i egzaminowaniem. Żaden przepis, instruktor czy egzaminator nie wymagają szaleńczej jazdy między autami, nieudolnego popisywania się jazdą na jednym kole, bądź jazdy na kolanie, gdzie nie ma ku temu warunków ani powodów. Od chuliganów jest policja i inne służby, a nie przepisy o szkoleniu i egzaminowaniu. Na pewno nowe zasady egzaminowania przyczynią się do odsiania osób nieprzygotowanych do bezpiecznej jazdy motocyklem, czego brakowało dotychczas. Badania psychologiczne niewiele dadzą, bo nie sprawdzają one ile ktoś ma "oleju w głowie". Konieczne jest wydawanie uprawnień instruktorskich osobom kompetentnym, a nie – jak do tej pory – przypadkowym. To instruktorzy kreują w znacznym stopniu bezpieczeństwo na drodze.
Natomiast nowy egzamin wyeliminuje nowe "łamagi" na drogach. Jednak większość ludzi to jednostki rozsądne, więc mając prawo jazdy raczej kupują maszyny dostosowane do ich możliwości fizycznych i manualnych. Dresów nie wyeliminuje żaden egzamin - dres będzie jeździł bez prawa jazdy...
Podsumowując:
- Egzamin powinien się odbywać na poważnym motocyklu, pod warunkiem, że osoby niskiego wzrostu bądź drobnej postury powinny mieć prawo zdawania na motocyklu szkoleniowym bądź własnym, odpowiednim do ich postury.
- Szkolenie powinno się odbywać z dążeniem do osiągnięcia wymagań "Charakterystyki absolwenta kursu" - którą trzeba przywrócić, gdzie instruktor dobiera ćwiczenia i narzędzia metodyczne do postępów kursanta, zaś dobór motocykla na zajęciach zależy od instruktora szkolącego kandydata na motocyklistę. Możliwość doboru motocykla do etapu szkolenia oraz talentu kursanta poprawia efektywność szkolenia, a przede wszystkim pozwala na zachowanie bezpieczeństwa na kursie. Skoro na egzaminach występują maszyny "poważne", to niewidzialna ręka rynku spowoduje, że każdy szanujący się ośrodek będzie dysponować także motocyklem odpowiadającym parametrami maszynie egzaminacyjnej.
- Należy pociągnąć do odpowiedzialności urzędników, którzy mimo braku przygotowania merytorycznego stanowią prawo, nadgorliwie i szkodliwie rozciągając wymagania Dyrektywy UE mówiącej o pojazdach do egzaminowania, na pojazdy do szkolenia. Dyrektywa nie wspomina o pojazdach szkoleniowych, a jedynie o egzaminacyjnych! Zmuszanie do nauki na sprzęcie nieadekwatnym do możliwości kursanta sprowadza zagrożenie zdrowia i życia ludzkiego. Odpowiedzieć powinni też twórcy programu szkolenia, gdzie mamy zagadnienia kompletnie oderwane od wymogów poruszania się po twardych drogach publicznych, jak choćby jazda w koleinach, kopnym piachu, etc. To są zagadnienia interesujące wąską grupę motocyklistów, będących fanami enduro i crossu, czym powinny zajmować się ODTJ i kluby sportowe - podczas szkolenia kandydata na motocyklistę mamy ważniejsze problemy niż jazda stricte terenowa...
Dziękuję bardzo za tę interesującą rozmowę - Jolanta Michasiewicz (redaktor naczelna Tygodnika Prawo Drogowe@NEWS)