Jan Zasel: „Trochę zagubiliśmy się w tej »dynamice«”. Nauczyciel prowadzący zajęcia teoretyczne ma duże pole do popisu. Zajęcia powinny skupić się na sprawie realizacji prawa o ruchu drogowym, a nie na pamięciowym „wbijaniu do głowy” tekstów i treści znaczeniowej znaków i sygnałów drogowych.
Zdaje się, że pomału zbliżamy się do celu. Mianowicie, rozwija się wymiana poglądów o procesie kształcenia i egzaminowania. Pan Hans Klos zapytuje „…ile lat pracowałem jako instruktor, egzaminator i jakich kategorii praw jazdy to dotyczyło?” Było tych lat sporo lecz nie to decyduje o powodzeniu w zawodzie – w interesującym nas przypadku, zawodzie nauczyciela kierowców. Tu muszę przywołać wspomnienie jednego z profesorów fizyki. Powiada on, że jako początkujący nauczyciel przygotował lekcję z fizyki, coś na temat teorii kwantów. Przeprowadził wykład i tak, jak go uczono w czasie studiów, ocenił po minach słuchaczy, że nie zrozumieli tego, co chciał im przekazać. Zdecydował się wykład powtórzyć. Znowu odniósł podobne wrażenie – nie zrozumieli wystarczająco. Wobec tego, powziął desperacką decyzję – powtórzył wykład po raz trzeci. I teraz – powiada – ja sam to zrozumiałem. To szczere wyznanie młodego nauczyciela mówi nam, że przed przystąpieniem do nauczania czegokolwiek trzeba mieć tę dziedzinę opanowaną do perfekcji. Jeżeli byśmy rozważali stan własnej wiedzy merytorycznej nauczyciela sztuki kierowania pojazdem samochodowym, nauczyciela zwanego dziś „instruktorem” muszę posłużyć się następującym przykładem.
Podczas wykonywania obowiązków egzaminatora byłem, po zakończeniu egzaminu, odwożony do domu przez instruktora, który towarzyszył grupie swoich uczniów podczas egzaminu. Był to instruktor o nazwisku Charzewski z Ligi Obrony Kraju. Samochód cichutko płynął. Prędkość jazdy utrzymywał on w limicie i regulował obrotami silnika. Nie było żadnej „dynamiki”. Miał więc ten instruktor część wymaganej wiedzy (merytorycznej) opanowaną do perfekcji. Tę drugą część, metodykę pracy z uczniami, miał zapewne także opanowaną na podobnym poziomie, albowiem przygotowywani przez niego kandydaci zdawali wszyscy i bez zastrzeżeń. Efekty w pracy nauczyciela-instruktora osiąga się przez odpowiedni rozkład materiału nauczania i jego systematykę; tematyka kolejnego zajęcia musi wynikać z poprzedniego – oraz przez dobór metodyki do uzdolnień percepcyjnych ucznia. Przykładem postawienia systematyki na głowie jest posyłanie ucznia w pierwszym dniu nauki na ćwiczenia w kierowaniu pojazdem w warunkach ruchu miejskiego. Perfekcję w pracy natomiast osiąga się poprzez stałą analizę swoich działań i eliminowanie tych ich elementów, które podczas minionej lekcji nie były udane. Czyli trzeba być wizytatorem dla siebie i umieć krytycznie ocenić swoje działanie edukacyjne. Muszę podkreślić, że praca nauczyciela kierowania (zwanego instruktorem) daje ogromne pole do popisu albowiem jest pracą indywidualną, z jednym uczniem, co znakomicie ułatwia dobranie metodyki do jego uzdolnień percepcyjnych.
Jeżeli chodzi o nauczyciela teorii, głównie prawa o ruchu drogowym, rzecz ma się nieco odmiennie. Tu dziś mamy do czynienia najczęściej z postawą nauczyciela, który przekazuje formalne brzmienie reguł ruchu i treści znaczeniowe znaków i sygnałów drogowych. Jest to błąd podstawowy. Raczej należałoby zadać słuchaczom, jako „pracę domową”, przeczytanie (i przemyślenie) treści przepisów, które będą przedmiotem zajęć na kolejnej lekcji, a podczas lekcji wyjaśniać sposób ich realizacji, wykorzystując rozmaite techniczne środki nauczania. Na przykład temat: posługiwanie się kierunkowskazem. Duży odsetek naszych kierowców nie umie tego zrobić poprawnie bo ich tego nie nauczono. Kierunkowskaz służy jako sygnał pozwalający na porozumiewanie się z innymi i to konkretnymi uczestnikami ruchu, a nie do ich ostrzegania. Sposób i czas użycia tego sygnału zależy od tego, do kogo go kierujemy i jakie okoliczności temu towarzyszą. Podobnie rzecz ma się z sygnałem dźwiękowym. Zaobserwowałem zdarzenie, że poza wyznaczonym przejściem, lecz w miejscu dozwolonym przepisami przechodził przez jezdnię człowiek z laską, o widocznym upośledzeniu czynności ruchowych. Nadjeżdżający do tego miejsca kierowca eleganckiego samochodu, jadący prędkością nieco wyższą od dozwolonej, użył sygnału dźwiękowego. Pieszy nieznacznie tylko przyśpieszył kroku natomiast w samochodzie nie pojawił się sygnał hamowania. Oznacza to, że pieszy dobrze wybrał moment przechodzenia i nie było zagrożenia z jego strony, natomiast kierowca uznał, iż ma prawo go przywołać go do porządku; że jakiś niepełnosprawny czyni mu przeszkodę na drodze. Przykład ten oceniam jako analfabetyzm kierowcy i przejaw arogancji.
Nauczyciel prowadzący zajęcia teoretyczne ma tu duże pole do popisu. Czyli zajęcia teoretyczne powinny skupić się wokół sprawy realizacji prawa o ruchu drogowym, a nie na pamięciowym „wbijaniu do głowy” słuchaczom tekstów i treści znaczeniowej znaków i sygnałów drogowych.
Następny uczestnik naszej dyskusji, pan „Gość: Doro” powiada: „…kogo uczymy, kierowcę amatora czy rajdowca… Jeśli ktoś ma słaby refleks to i dynamika leży.” Trochę zagubiliśmy się w tej „dynamice”. Proponowałem zaniechać posługiwania się pojęciem „dynamika jazdy egzaminacyjnej” jako nic nie mówiącym, a posługiwać się pojęciem „właściwości dynamiczne pojazdu”. Ktoś przedtem mówił, że trudno o egzekwowanie dynamiki jazdy podczas egzaminu skoro występują podczas egzaminu samochody o różnych właściwościach, czasem skromnych. Mamy przecież w naszym parku samochodowym także i takie samochody, jak Fiat 126p. Jeśli konkretny egzemplarz samochodu jest sprawny technicznie, a właściciel zna jego właściwości dynamiczne i wie jak się je wykorzystuje – ma oczywiście pełne prawo uczestniczyć w ruchu. Ciągły pęd do zmiany parku samochodowego WORDów nie jest więc niczym uzasadniony.
Nasze rozważania o edukacji i egzaminowaniu kierowców powinny – zdawałoby się – prowadzić do wyższego poziomu kształcenia poprzez podniesienie poziomu przygotowania nauczycieli i zastosowaniu nowoczesnych technicznych środków nauczania. Jednakże szkoły kierowców odpowiedzą na to: po co te zabiegi, skoro na egzaminie nie wymaga się wiedzy (wiadomości i umiejętności) realnej. Trwa możliwie celne przygotowywanie do egzaminu, który kompletnie rozmija się z wiedzą potrzebną współczesnemu kierowcy w współczesnym ruchu drogowym.
Podniesienie poziomu kształcenia kierowców wymagałoby od Państwa tylko niewielkich nakładów. Opłaciłoby się to wielokrotnie, albowiem prowadziłoby to do zmniejszenia ogromnej daniny krwi i miliardowych kosztów ludzkich i materialnych ponoszonych co roku wskutek wypadków drogowych, powodowanych przez nienależycie przygotowanych kierowców.
photo credit: Mike Shaheen via photopin cc