„Wypracowanie zmysłów kierowcy” na pewno przekracza kompetencje instruktora nawet gdyby dać mu do tego przejechanie z kandydatem nie kilkaset, a kilka tysięcy kilometrów - twierdzi Jan Zasel. Zapraszamy do dyskusji o nauczaniu kandydatów na kierowców
13 lutego 2013 pan Zawadka zamieścił wypowiedź „Dynamika jazdy na egzaminie – riposta”. Jest to zapewne ustosunkowanie się do reakcji polemistów na poprzednią wypowiedź autora, która uszła mojej uwadze. Głos mój zamieszczam niejako na ślepo domyślając się z wypowiedzi polemistów, o co tam chodziło. Riposta to coś takiego, co ma „przygwoździć”, polemistę, przekonać, że nie ma tzw. racji. Tu tymczasem i wypowiedź autora i polemistów nie dają nam szansy zrozumienia w czym się różnią i w czym się zgadzają. I wreszcie najważniejsze – co chcieliby przedstawić czytelnikom, do czego chcą ich przekonać. Pan Zawadka pisze o „dynamice jazdy na egzaminie” nie precyzując, o co chodzi, jakie treści zawiera to stwierdzenie.
Przykładowo, jeden z polemistów „Gość.instr. PO-0121” pisze:
„Problem z właściwą dynamiką jazdy kandydata na kierowcę był, jest i będzie. To z dwóch podstawowych czynników. Po pierwsze są to naturalne opory podzielności uwagi, wyobraźni przestrzennej i kojarzenia. Jak wiemy wymienione umiejętności działają na dobrym poziomie po realizacji po kilkudziesięciu tysięcy praktyki jazdy.”
Dodaje też:
”Wyobraźnia przestrzenna, podzielność uwagi, zdolność kojarzenia we właściwym czasie to zmysły kierowcy, które trudno wypracować w marnych kilkaset kilometrów jazdy”.
Powstał tu spory szum informacyjny. Padło wiele różnych pojęć, z których treści znaczeniowej nic nie wynika dla procesu kształcenia lub egzaminowania. „Dynamika jazdy na egzaminie” jest pojęciem pustym. W procesie kształcenia (w programie) powinno być zamieszczone hasłowo „dynamika”, a jej części składowe to „właściwości dynamiczne pojazdu” i „umiejętność wykorzystywania właściwości dynamicznych”. Każde z tych podhaseł powinno być w procesie nauczania i egzaminowania realizowane w innych warunkach i za pomocą innych środków dydaktycznych.
„Wypracowanie zmysłów kierowcy” na pewno przekracza kompetencje instruktora nawet gdyby dać mu do tego przejechanie z kandydatem nie kilkaset, a kilka tysięcy kilometrów. Wspomniałem w poprzedniej mojej wypowiedzi, że społeczność nasza, jak wiele innych, jest zróżnicowana pod względem percepcji wiedzy. Mój niegdysiejszy nauczyciel przy rozważaniach o metodyce mawiał, że jeżeli w Akademii Smorgońskiej nauczono niedźwiedzia tańczyć kadryla, jest szansa nauczenia sztuki kierowania pojazdem samochodowym każdego osobnika pod warunkiem zastosowania odpowiedniej metodyki.
Nasza dramatyczna sytuacja w procesie kształcenia, a dalej i w ruchu drogowym wynika stąd, że tzw. szkoły kierowców pozostawiono samym sobie – bez należytej pomocy dydaktycznej i bez nadzoru. Nauczanie przedmiotu „przepisy o ruchu drogowym”, który to przedmiot ma zasadnicze znaczenie w dziele wychowania drogowego kandydata na kierowcę sprowadzono do minimum i sformalizowano. Nastawiły się więc szkoły na osiągnięcie zysków przy możliwie małym nakładzie kosztów. Poziom przygotowania kandydatów na kierowców jest nijaki. Na taką nijakość pozwala egzamin, który powinien stanowić probierz poziomu kształcenia. Tymczasem jest on oderwany od rzeczywistości i nie daje możliwości rzetelnego sprawdzenia poziomu przygotowania kandydata. Czyli dwa ważne ogniwa w procesie przygotowania kandydata na kierowcę pracują w oderwaniu od siebie i na poziomie dalekim od wymaganego współcześnie.
Autor jest wieloletnim biegłym sądowym w dziedzinie prawa drogowego
oraz autorem wielu podręczników do nauki jazdy