Wieloletni biegły sądowy w dziedzinie ruchu drogowego wymienia poglądy z Czytelnikami L-instruktora. Długa dyskusja zapoczątkowana przez prostą zagadkę dotyka już zagadnień sięgających prawa międzynarodowego. Jak zawsze kompetentnie i spokojnie o ważnych sprawach - Jan Zasel.
Gorące dni, czyli panujące pod koniec sierpnia upały nie osłabiły – jak widać – tempa wymiany poglądów na interesujące tematy ruchu drogowego. Pan Kopan nie przyjął jednak mojej propozycji, ażeby wskazał słabości w obowiązującym tzw. Kodeksie drogowym, czyli w zbiorze przepisów o ruchu oraz znaków i sygnałów drogowych. W pierwszej wypowiedzi zaproponował zajęcie się tematem interpretacji prawa o ruchu drogowym. Otóż jeżeli nasza wymiana informacji i stanowisk ma spełniać funkcję edukacyjną, skierowaną w stronę kierowców lub też tych, którzy zajmują się edukacją kierowców, należałoby ten termin - interpretacja - wyłączyć z naszego działania. Interpretacia bowiem ma zastosowanie wtedy, gdy treść konkretnego przepisu może być rozumiana wieloznacznie. Przy czym prawo do zinterpretowania konkretnego przepisu przysługuje prawodawcy i sądowi niezawisłemu. Nam, zajmującym się edukacją lub kontrolą ruchu drogowego takie uprawnienie nie przysługuje. Jestem też zdania, że nam nie jest ono potrzebne. W edukacji może zdarzyć się sytuacja, że jakiś adept sztuki kierowania pojazdem nie wie dokładnie, jak konkretny przepis zrealizować w praktyce. Wtedy powinien poszukać odpowiedzi na pytanie: jakie zjawisko miał ten przepis uregulować. Wówczas okaże się, że realizacja tego przepisu jest całkiem prosta.
Na marginesie tych rozważań pragnę przypomnieć, że w procesie edukacji należałoby przyszłych kierowców uczyć techniki realizacji przepisów, zamiast wbijania im do głów reguł ruchu, które są bardzo proste i jest ich na tyle niewiele, że człowiek obdarzony odrobiną inteligencji łatwo to opanowuje.
Padł również temat Konwencja wiedeńska, a nasze prawo o ruchu drogowym. Jakoby są to rozbieżne dwa akty dotyczące tej samej materii. Otóż Konwencja jest aktem adresowanym do rządów państw-sygnatariuszy; nas, kierowców nie dotyczy. Podany przykład rozbieżności reguły ustąpienia pierwszeństwa nadjeżdżającemu z prawej strony, ma w Konwencji nieco inne brzmienie, lecz jeden i drugi wskazuje identyczny sposób realizacji tej elementarnej reguły ruchu. Intencja zawarta w Konwencji dotycząca tej reguły ruchu została w naszym prawie o ruchu prawidłowo zrealizowana. Nadto musimy pamiętać, że Konwencja wiedeńska stanowi kanwę do stanowienia przepisów krajowych przez państwa-sygnatariuszy, skłaniającą do unifikacji prawa, jednak pozostawia pewien stopień swobody do odmiennego uregulowania prawa o ruchu drogowym. Stąd też mogą w uregulowaniach poszczególnych państw-sygnatariuszy wystąpić pewne różnice. Trzeba wybierając się za granicę poznać prawo kraju, na terytorium którego zamierzamy wjechać. Znajomość Konwencji nam się na pewno nie przyda.
Kończąc ponawiam wniosek o wskazanie, które z uregulowań w tzw. Kodeksie drogowym jest trudne w realizacji, lub też które może być rozumiane wieloznacznie. Wykluczam tu zajmowanie się błędami w organizacji ruchu. Te mogą się zdarzać, aczkolwiek mam wrażenie, że poziom świadomości organizatorów ruchu jest już dziś na tyle wysoki, że błędów tych jest coraz mniej.
Z wyrazami szacunku – Jan Zasel